Jazda była urozmaicona. Prawie cała drogę do Lelisa trąbiły na nas samochody, że niby ścieżka rowerową powinnyśmy jechać. Ta ścieżka, to pobocze po lewej stronie jezdni i głąby zakółkowe, które zdawały egzamin na prawo jazdy, nie wiedzą, że lewą stroną się nie jeździ? Zawsze w takich sytuacjach ręka unosi mi się do góry, a palce wywijają faucka. Jednak damie nie to przystoi, więc tylko wewnętrzny zgrzyt zębów sygnalizuje, że komuś chciałabym dokopać.
Można by podejść do faktu trąbienia bardziej altruistycznie i podjąć się misji uświadamiania kierowców debili. Jakieś pogadanki można byłoby zorganizować u sołtysa, czy wójta. Cóż jednak robić, kiedy sam imć wójt myśli, że w gminie wybudował ścieżkę dla rowerów. Teraz zostaje niesienie zamiast kaganka oświaty do mrocznych zakątków umysły, nakładanie kagańca ujadającym kierowcom - jednym, magicznym gestem ręki.
Chociaż może to ja nie wiem, że mogę fruwać na rowerze? Może mam taką zdolność, że na dźwięk klaksonu wzbijam się w górę i szybuję dopóki jaśnie samochód nie przejedzie? Może to ja, głąb nieoświecony, jadę prawą stroną drogi, a nie powinnam, bo jadę rowerem, a nie samochodem?
"A ja jestem proszę pana na zakręcie
Choć gdybym chciała bym się urządziła
Już widzę pieska bieska stół
Wystarczy żebym była mila" - A. Osiecka
No i się urządziłam ;) - I.P.-R.