Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2013

Dystans całkowity:283.30 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:12:49
Średnia prędkość:22.10 km/h
Maksymalna prędkość:41.48 km/h
Suma podjazdów:187 m
Suma kalorii:1220 kcal
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:31.48 km i 1h 25m
Więcej statystyk

Panzer w skarpetkach na czołgu i rozgrzewająca rękawica Jojasa

Niedziela, 17 marca 2013 · Komentarze(0)
Po 18 godzinach pracy, przerwanej 4-godzinnym snem, nie chciało mi się nigdzie ruszać. Może dla niektórych praca przez 11 godz. non stop, potem krótki sen i znów maraton, to kaszka w mleku, a nawet norma, ale ja do amatorów pracy nie należę. Szczególnie wtedy, kiedy mam pracować w wolne dni. Brrrry

No i pogoda, mimo słońca, mroźna nie porywała do jazdy, i Netka miała gości, więc nie jechała (zapowiadało się więc mniej adrenaliny niż zwykle :P)... ale spojrzenie na boczek na boczkach dało mi kopa i pojechałam z trzema chłopami na zwiedzanie czołgu w Różanie.

Zanim zwiedziliśmy czołg, zostaliśmy (w mojej wyobraźni) kilkakrotnie rozjechani przez wyprzedzające nas TIR-y, bo Panzer zaproponował jazdę drogą nr 61. Mimo pukania się w czoło, wbrew sobie, jechaliśmy jak te muchy, które kręcąc się natrętnie blisko zirytowanych wielkoludów, czekające na plaśniecie packą.

Na szczęście nie zostaliśmy pacnięci, chociaż jojasowi i mnie zamarła krew żyłach, kiedy wielki autobus przejechał majestatycznie kilka cm od kuferka jojasa, w którym to ukrywał się skarb w postaci "rozgrzewającej rękawicy".


lostpanzerna trzódka :D

Znowu z bocznym wiatrem :(

Piątek, 8 marca 2013 · Komentarze(0)
Kategoria solo, trening
W planie było Goworowo, ale nie chciało mi się jechać 40 km z wiatrem podcinającym koła. Wybrałam lajtową herbatkę u bratowej.

Na przekór kondycji

Czwartek, 7 marca 2013 · Komentarze(0)
Kategoria solo, trening
Pojechałam do pracy rowerem z myślą, że w drodze powrotnej zrobię trochę kilometrów. Mimo, że w pracy pracy nie było dużo, poczułam się tak zmęczona, że nie wiedziałam, czy dam radę podnieść rękę (zapewne jakąś zmianę pogodową oznajmiał mi organizm).

Kiedy ponownie wsiadłam na rower kusiło bardzo, żeby skręcić do domu, tym bardziej, że wiał spory wiatr, a moja kondycja mówiła zdecydowane "raczej nie".
Wspomniawszy jednak swoje "kiedysiejsze wind-zmagania" zaryzykowałam skręt w lewo.

No i zaczęło się pod górkę ... kręciłam, a rower praktycznie stał w miejscu. Wyprzedziłam co prawda jednego "tubylca" na rowerze, ale ja jechałam na kolarce, a on na składaku i miał nade mną ogromną przewagę gabarytową (dosłownie prze-WAGĘ).

... i tak pod górkę było jakieś 20 km. Jechałam i słuchałam dwóch pajaców siedzących po obu stronach głowy. Jeden szeptał: "Weź babo wróć do domu, bo śmiesznie wyglądasz jadąc w miejscu! No i ta postawa sra****go kotka niezbyt estetyczna". Z drugiej strony słyszałam: "Żeby jeździć, trzeba jeździć! Olać postawę. Przyj babo, przyj!"


Parłam, parłam, aż stwierdziłam, że więcej nie urodzę i obrałam kierunek na DOM.
No i za jakiś czas zaczęło się z górki. Wiatr nawet zaczął trochę pomagać. Przez chwilę zrobiło się nawet bardzo miło kiedy na liczniku zobaczyłam przekroczone 40 km/h. Nie chodzi oczywiście o tempo, ale o przyjemność z poczucia lekkości i jakiejś niewypowiedzianej czystości, którą mam podczas jazdy, która nic nie kosztuje.

Pot cieknący strużką po plecach w niższe rejony i "odtykanie" płuc lubię przeżywać na szczycie góry, na którą się wgramoliłam (pieszo, rowerem nie zaznałam jeszcze takiej przyjemności). Wątpliwą przyjemnością, jak do tej pory, jest dla mnie zmaganie się z wiatrem. Jakieś tam poczucie "przeżycia" mam, ale nie lubię, oj bardzo nie lubię. Wolę gładką drogę prosto w słońce.

... a to moja droga

kościół w Troszynie

rozkładająca się zima w lesie

wiosenny asfalcik

...i w niedalekiej przyszłości relikt przeszłości - na przejeździe w Czarnowcu

Lelis i miodna jazda z Panzerciem

Środa, 6 marca 2013 · Komentarze(2)
Wczoraj wysiadła zanim zaczęła się jazda, dziś wysiadła po 15 km ... lampka rowerowa nie moja, ale przeze mnie testowana. Nie chcę jej. Może nadaje się dla Panzera, ale nie dla mnie. Ja chcę bocialarkę.

Pomimo braku światła w drodze powrotnej, jechało się MIODNIE. Trochę mokrego asfaltu nie zepsuło czystej jazdy, bez zbędnej gadaniny.

Nie wiał prawie wiatr. Niebo gwiazdami świeciło nad nami. Bombina, w którejś gwieździe wspomniała "początki", a ja pomyślałam: "Cieszę się z tego gdzie jestem, z kim jestem i na czym jestem" :)

Miało być miło, ale światło się skończyło ;)

Wtorek, 5 marca 2013 · Komentarze(0)
... powiedział, że po roku nie ma o czym rozmawiać :p
... powiedział, że pojedziemy daleko, ale rozbolała go głowa,
... nie sprawdził baterii w pożyczonej lampce i padła mi zanim zaczęła się właściwa jazda,
... zamiast jeździć po świecie szerokim zwinął się jak embrion i udaje, że śpi,
... a ja zhańbiona mizerotą kilometrów na liczniku zadaję sobie pytanie:
Zmieniać na lepszy model? ... a może zamienił na lepszy model? ;)

Boczny wiatr

Niedziela, 3 marca 2013 · Komentarze(0)
Kategoria solo, trening
Wiało tak, że zepchnęło mnie prawie do rowu. Przemek mówi, że to w mordęwind, ale wiatr wiał z boku i to w obie strony. Nie powiem, że było przyjemnie, ale w końcu wyjechałam na mojej kochanej Sidarze :)

Nie miała baba kłopotu - wybrała się na rower

Piątek, 1 marca 2013 · Komentarze(0)
Koniec z tematami bumerangami, odbijaniem piłeczki i struganiem palanta ...
Żeby się bawić - trzeba się bawić, żeby jeździć trzeba jeździć, a żeby nie krakać jak wrony lube nie zarażać innych swoich krakaniem, trzeba spierniczać z "kraczącego" (rozkraczonego) stada.

Jeździć, jeździć i jeszcze raz jeździć, a dystansik sam się nakręci. Może stanie się to zanim mnie skręci :)


Nie potrafię połączyć tych mapek. Nie wiem co zrobić, żeby w telefonie były dostępne inne aplikacje, a nie tylko Endomondo.