Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2012

Dystans całkowity:1046.09 km (w terenie 4.00 km; 0.38%)
Czas w ruchu:44:06
Średnia prędkość:23.72 km/h
Maksymalna prędkość:57.40 km/h
Maks. tętno średnie:115 (57 %)
Suma kalorii:1571 kcal
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:58.12 km i 2h 27m
Więcej statystyk

Kalmar - Karlskrona

Niedziela, 26 sierpnia 2012 · Komentarze(0)
Nastał dzień drugi. Wskoczyliśmy z Panzerem w panzerteamy i w takim teamie dobiliśmy do mety.

Spokojnie, pod wiatr, z całą mocą bez mocy, parłam ja do przodu, a Przemek raz za mną, raz przede mną, a niebo błękitne nad nami. Zapowiadali całodzienne opady, ale deszcz tym razem wyłączył się z ruchu, bo włączył się wiatr - oczywiście pod prąd.



Dopiero tego dnia zauważyłam smaczki - drogę jak z bajki, skały po bokach, ciszę nad jeziorem i ludzi, którzy zjadali dzisiejszy dzień jak wyśmienitą czekoladkę.

Na mecie dekoracja szwedzką flagą, a potem fotki z szczycie Karlskrony zrobione - zakończyły przygodę z rowerem.




Trochę wyczekiwania na prom wypełniło czas i nadzieja na harce na pokładzie.


... ale harcom stanęła w poprzek burza, którą Panzerteam przeczuł zanim o 5.00 złapała nasz prom.

Rankiem jeszcze "pamiątkowe" zdjęcie, wycieczka po Ikei i ciepłe łóżko z czerwonym winem na dobranoc :)



Fajna była ta Szwecja - dziękujemy :) SPONSOROM

Karlskrona - Kalmar

Sobota, 25 sierpnia 2012 · Komentarze(0)
Kiedy w ubiegłym roku Netka proponowała wyjazd do Szwecji, nie widziałam w tym żadnej frajdy. No bo po co pakować się na prom z rowerem i spędzać na nim dwie noce, żeby dwa dni pojeździć po ciut lepszych asfaltach? Nie widziałam w tym najmniejszego sensu.

Jednak "darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby". w tym roku "szwedzką podróż poślubną" przyjęliśmy z Panzerem z pocałowaniem ręki i do Szwecji na rowery hej, zamiast w góry, które nam w tym roku nie były dane (przynajmniej na razie ;)).

Przygotowania do wyjazdu były nieco zakłócone spinaniem niektórych Spinaczy, że prom ucieknie i Szwecja przepadnie jak raj jakiś, ale prom nie uciekł, a Szwecja naprawdę okazała się maleńkim rajem.

Cisza i spokój, jakich tam doświadczyłam, pozwoliły mi poczuć się niemal jak w sercu raju. Tym bardziej, że na promie nie było tak cicho i spokojnie :D. Wiadomo, trochę kołysało ;).


Gdynia - w oczekiwaniu na prom

Kiedy czekałam na c.d. kołysanki na dobranoc, zaraz po tym gdy się położyłam, zadzwonił niemiłosiernie budzik Panzera. Zaraz po jego budziku na promie odezwał się Louis Armstrong, że "wonderful world" i trzeba było dać nura w ten cudownie bolący głową i wiszący workiem pod okiem świat.


Start (w 15 os. grupach) - po 9km przejażdżce w tempie żółwiowym

Nie miałam zamiaru się ścigać, bo ani chęci do tego nie mam, ani predyspozycji. Jednak grupa, z którą jechałam, ruszyła z kopyta i trzeba było gonić, żeby nie zostać na pastwę samotności (Meine Panzere pojechało na 195 km, a ja na 125).
I tak pod górkę, z górki, pod górkę, z górki dojechałam na kole Pijącego do pierwszego bufetu. Okazało się, że urwaliśmy resztę grupy, ale za to dogoniliśmy Panzera, który zadawał sobie pytanie: Jechać, czy nie jechać solo? Pomogłam mu w decyzji i następny odcinek jechaliśmy już razem. Reszta też dołączyła. Posililiśmy się nieco "łosiowymi" bułeczkami (po których bolały nas potem brzuchy) i dalej na c.d. trasy.


Pierwszy bufet i Panzer myśliciel

Drugi odcinek cięliśmy jak przecinaki. Dawaliśmy sobie zmiany i równiutkim tempem pokonaliśmy drogę do następnego bufetu, wyprzedzając przy tym baaaaaardzo wielu rowerzystów, a może nawet kolarzy.



Jedna odważna (bo pogoda wcale nie rozpieszczała) wskoczyła do basenu, inni odpoczywali mniej oryginalnie, a Pazner chyba dopiero zdał sobie sprawę z tego, że płynął promem i postanowił to godnie uczcić. Po uczczeniu niestety nie nadawał się do dalszej jazdy, więc wezwał na ratunek Organizatora, żeby przewieść na metę swoja jaśniepanzerowską d**ę. Został więc Panzer na brzegu basenu cały blady od przeżyć, a my pojechaliśmy. ... chociaż okazało się, że to oni pojechali. Znaczy męska część ekipy. Zapomniałam wziąć bidonu, po który to oczywiście wróciłam się, bo jak bez bidonu pić, gdy pić się będzie chciało?

No cóż, coś za coś! Bidon odzyskałam, ale z towarzystwa została tylko Netka mocno ociekająca wodą z basenu i z deszczu, który akurat postanowił się włączyć do ruchu. Jako te dzielne niewiasty, bez męskiej osłony (bo wiadomo, że baba z wozu koniom lżej) przeturlałyśmy się przez trzeci odcinek do mety. Wolno było. Mokro było. Zimno było. Wyprzedziło nas wielu kolarzy i rowerzystów. Tuż przed metą wyprzedził nas też Panzer, którego Organizator nie zaaplikował do swojeggo samochodu, tylko panzerowską jaśnie d**ę zapakował na rower i kazał jechać o własnych, mimo że mocno nadwątlonych siłach. I co? Można dojechać do mety, nawet jak nie można? Można :)

Na mecie czekała porcja wody, porcja makaronu z bolońskim i ciepłe łóżko, a którego wyszłam dopiero nad ranem. Olałam Kalmar i jego historię. Olałam wyrzuty sumienia. Olałam światełka, które mieliśmy przygotowane na nocną przejażdżkę po Klamarze. Grzałam się, grzałam i jeszcze raz grzałam.

I tak upłynął wieczór i dzień pierwszy :)

Bezpiesna jazda przerywana z Madzią i Oliwką

Wtorek, 21 sierpnia 2012 · Komentarze(0)
Jak sobie obiecałam, tak postanowiłam. Ściągnęłam Sports Trackera na komórkę. Niewiele mi to jednak dało, bo muszę jeszcze nauczyć się tym posługiwać. Co z tego, że trasa zaznaczona, kiedy komórka śledziła moje ruchy nawet wtedy, kiedy ją zastopowałam. No, ale nie od razu Kraków zbudowano, a Warszawa była stolicą. Powoli rozgryzę to ustrojstwo i mam nadzieję, że za jakiś czas nie będzie mi ono liczyło zawrotnej prędkości 82 km/h. Chociaż z taką prędkością chciałaby jeździć. Może kiedyś, gdy kupię fulla i wyłyżeczkuję mózg ze strachu - stanie się?

Dziś, w przeciwieństwie do wczoraj, psów na drodze tylko dwa, zero krów. Za to TIR strąbił mnie do rowu. Nie ma spokoju rowerzysta w tym kraju. Musi wybierać pomiędzy ujadaniem psów a ujadaniem skretyniałych kierowców (na szczęście nie wszystkich).

Wsi spokojna, wsi pieprzona

Poniedziałek, 20 sierpnia 2012 · Komentarze(0)
Wsi spokojna wsi pieprzona
Który nos twym swądom zdoła

Kto twe kundle rozszczekane
Zamknie w budzie już na stałe

Żebym jadąc wiejskim szlakiem
Nie musiała kopać bokiem

Kto twe krowy do obory
Zaprowadzi bokiem drogi

Żebym mogła jechać sobie
A nie schodzić z drogi krowie

Toru przeszkód nie zamawiam
Gdy na rower sama wsiadam

Kochanowski niech nie woła
Że spokojna wsi wesoła

Gryzie psami śmierdzi krową
I wyśmiewa za stodołą

A na koniec i na kropkę
Rowerzystę robi w trąbkę

Strzyka w niego rannym sikiem
Potem raczy go strumykiem

Gdy niebożę glebnie sobie
może spocząć przy jaworze

Albo jakiej innej lipie
Gdzie się wójt na niego wypnie

Bo na wiosce chłop jest panem
A przejezdny ino wałem

Mam was w tyle wiejskie ćwoki
Ja chcę JECHAĆ sio na boki


Takim bykiem patrzy się chłop kiedy jego psa odganiasz w bok

Może tutaj wieś jest wesoła, bo tylko widać zielone pola

Niebiosa spuśćcie cierpliwości beczkę i zabierzcie strachem podszytą moją kieckę.

Rowerzyści :)

Niedziela, 19 sierpnia 2012 · Komentarze(0)
Bardzo leniwa wycieczka po okolicy: Ostrołęka - Białobrzeg - Łodziska - Gibałka - Lelis - Dąbrówka - Ostrołęka.

Przejeżdżałam tymi trasami niejednokrotnie, ale nie wiem czy sama bym nie zabłądziła. Telefon z GPS-em, kupiony w ubiegłym roku specjalnie na okazję niezabłądzenia, do tej pory nie doczekał się prowadzenia mnie po nieznanych zakamarkach okolicy. Lenistwo stanęło na drodze, a może kobiece cechy trochę się wykształtowały i zamiast liczyć tylko na siebie, zaczęłam trochę liczyć na panzerniaka. Nie wiem czy słusznie, dlatego dziś postaram się ściągnąć oprogramowanie na telefon i zrobić z niego użytek.

W spd-ach zaczynam czuć, że mam nogi, a właściwie kolana. Nie wiem czy to zasługa pedałów, czy wczorajszego czeskim piwem popijania kolacji? Cóż jednak niedogodności, kiedy wokół piękne lasy i laski, i ja - laska na sidarce mknęłam (23km/h) przed siebie, a obok panzer na swym lekkim jak piórko, "wymanionym" giancie. Dosiadłam go na chwilę i niech mi mówią, że sam rower nie jeździ! Jeździ kurna, jeździ! Mimo moich kolan z waty nie czułam, że pedałuję. Poczułam za to, kiedy wróciłam na swoją blond laskę. Nie narzekam. Naprawdę nie narzekam, że mam gorszy rower. W ogóle nie narzekam, że muszę zmagać się z jego ciężarem, podczas gdy panzerniakowi sam sprzęt jedzie. W końcu dla niedzielnej rowerzystki taki sprzęt wystarczy. Ambicji na awans do grona kolarzy nie mam. Nawet gdyby jakieś myśli głupie błąkały mi się po głowie, dziś kategorycznie prawda wyszła na jaw. Dzieci mówią prawdę prosto z mostu i dziś dziecko właśnie, patrząc mi w oczy,z rozbrajającym uśmiechem krzyknęło do rodziców: "Rowerzyści"!

ja - wersja grubsza

ja - nieco pocieniona

panzer - z pomniejszonym arbuzem

piórko panzera

We wpinakach

Sobota, 18 sierpnia 2012 · Komentarze(0)
Gdybym wcześniej wiedziała, że są buty wpinane w moim rozmiarze, a jazda w nich jest prosta jak umysł chłopa - dawno bym sobie takie coś sprawiła.

Bałam się pierwszej jazdy jak pensjonarka "niegrzeczności". Straszyłam siebie wizją obicia mojej osoby o asfalty i samochody wszelakiej maści, a tu pyk, wpinka, bez spinki i jazda próbna całkiem, całkiem.

Gdyby mi jeszcze w sidarce przerzutki chodziły jak masło, byłoby pięknie i miodnie. Niestety pazner chrapie do góry pampersem i obiecanki, cacankami zwane, ma w ofercie dla mojej blond piękności.

Na wyczekanej SIDARZE - jazda testowa

Piątek, 17 sierpnia 2012 · Komentarze(0)
Czekałam, czekałam i się doczekałam. W końcu dziś mogłam wsiąść na swoją sidarkę (SIGMA - dar od panzera, który łaskawie zlitował się stwierdzając, że i mnie jakiś rower się należy).

Ta podła ilość km, którą zrobiłam jako test, na pewno nie dała mi obrazu, co rower może, a czego nie i czy po dłuższej jeździe siedzenie będzie mnie uwierało? Czerwone siodełko oszpeci mój nowy nabytek, ale dla urody nie poświęcę wygody.

Na dziś mogę stwierdzić, że było wygodnie i nawet biegi zmieniałam :) Mam chyba trochę za daleko do hamulców, albo to będzie kwestia przyzwyczajenia się.

Jutro test butów wpinanych. Już dziś boję się siniaków i myślę o tym gdzie mogłoby być miękkie podłoże do lądowania.

Hmmm ... a może szkoda obijać świeżynkę i dobrać się do Checkera?

W Panzerteamie z Madzią

Środa, 15 sierpnia 2012 · Komentarze(0)
Moja siostra naprawdę nieźle jeździ. Zaskoczyła nas (mnie i panzera) swym widokiem tuż przed Ostrołęką, kiedy zakładaliśmy, że spotkamy się z nią niedaleko Goworowa. Biorąc pod uwagę to, że jechała na mocno posuniętym w latach i osprzęcie rowerze miejskim, na dodatek pod wiatr (a my wręcz przeciwnie) - należą się jej gratulacje.

Mnie też jechało się nie najgorzej. Mogę się czarować, że kondycja rośnie, ale tak naprawdę to tylko zmiana roweru. Jednak kolarka, to nie treking i jechać na niej można szybciej, nawet jeśli jest stara.