... czyli paseczki u koleżaneczki, w klapkach, na zagubionej i rozmowy łańcuchopochodne na per Ty z Krzysiem bez misia i brudzia ... a na deser Kac Vegas i przepyszna normalność z nienormalnością pod skórą ... co w wyniku daje mickiewiczowskie: To LUBIĘ :D!
... przy paseczkach cały czas nuciłam ... i nie mam bladego dlaczego?:
Zwolnienie tempa owocuje. Miałam czas na przejażdżkę z bratanicą. Przebywając z dziećmi, po raz kolejny przekonuję się, że to mali Geniusze Prostoty - czyli czegoś najtrudniejszego pod słońcem.
Jadąc o koło przed małą, usłyszałam: "Ciocia, nie wyprędzaj!" Przypomniała mi się książka Stanisława Hadyny "Gdzie niebo z ziemią graniczy", którą kiedyś tam czytałam. Prosta książka, bez pawich piórek i ekwilibrystyki słowno-logicznej. Tak piękna i prosta jak 5-letnia Izka, która czując, że jadę za prędko utworzyła logiczne słowo NIE WYPRĘDZAJ!
W takich chwilach czuję, że jestem w bajce, która realnie się dzieje, bo prosty, dziecięcy świat - naprawdę istnieje.
Wystarczy nie wyprędzać dziecka z siebie:)
A tak a propos bajek, to obejrzałam sobie "Spacer w chmurach". Że gniot? Że dla bab? Że różowa okładeczka z serduszkiem? Że wali romantyzmem na 1000 km? Że wystarczy mieć korę z małą fałdką tylko, żeby go ZROZUMIEĆ? Mam to w d***e. Kocham ten film za bajkę właśnie i za toast: "A jeśli ..."
Ciekawe czy gdyby człowiekowi dano możliwość urodzić się lub nie, z dołączoną opcją świadomości życia jakie go czeka, przycisnąłby Delete czy Enter ?
Tak mnie jakoś naszło, bo odwiedziłam bratową, której Malwina nie daje spokoju. Pcha się na ten świat jak szalona. Niby ma jeszcze tydzień bimbania w ciepłym i bezpiecznym łonie, a już chce zaczynać outdoorowy hardcor. Po co i ku czemu tak prze? No cóż!One way ticket.Powrotu do łona nie przewidziano:)
A o rowerze ... ogłaszam zawieszenie dłuższej na nim jazdy dopóki krągłości, które miałam i tak w deficycie, nie wypełnią poprzednio zajmowanego miejsca w przestrzeni.
Muszę jednak przyznać, że jadąc dziś z wiatrem czułam tę jedyną w swoim rodzaju rozkosz, z powodu której- mając wybór - nacisnęłabym ENTER.
Szkoda, że nie mogę szarżować na rowerze, bo czas się ku temu wykluł akurat. Zaczynam szarżę na balerony, smalce,golonki i wszelkie tłustości, żeby upaść się jak prosię i znów mieć co spalać na rowerze.
Jazda rowerem z prądem ledwo podłączonym. Muszę zadbać o dobre baterie :) Upadek z mokrą głową na łóżko bez pościeli i pobudka o 5 nad ranem - świadczą, że muszę szukać baterii w sklepie dla słoni.
Niebo - przekonać się, że prawda daje wolność = piękno Piekło - umierać bez zmartwychwstania po raz n-ty
Jazda w ciepłym deszczu - trochę wariactwa, dziecięctwa, wolności, trudnych tematów, ale ... - przyjemnie.
Potem embrion w łóżeczku wyłyżeczkowany przez frytkę zimnym prysznicem na świat, który na okrasę pierwszych minut zobaczył niebo bez gwiazd i śliczne, choć sztuczne, ognie płynące pod chmurami.
Potem noc i cisza przed burzą, ale ... i tak kocham deszcz :)
Huśtawkowo, bo ... ... zmienna pogoda, już nie takam młoda, więcej wody niż roweru, zostań dłużej Przyjacielu, a rozum na to ... kręcisz - jedziesz, przestajesz kręcić - stajesz, albo w Endolandzie zostajesz
Myślisz, że wiesz? A tu pewniak okazuje się ostatnim na mecie.
Dziwny dzień, dziwne rozmowy. Granice w sobie, których nie wolno przekraczać, bo dalej ... no właśnie dalej NIC. Cholerna i jednocześnie ciągle zaskakująca nieznajomość siebie. Surrealizm taki, że Dali wysiada.
Można jeść małą łyżeczką, żeby było dłużej i udawać, że musical trwa. Można 107 kroków do śmierci przejść w rytmie tańca i ulotnić się zanim zaczną grać finał. Można czytać między wierszami, chociaż nikt tego nie pisze ... i można te możności, nadęte sentymentem, wysiusiać z wieczornym moczem po Lechu, co zielony i nie kusi do grzechu, i przewidywalnie kończy się kiedy widać dno.
Więc "zanim się przerwie srebrny sznur i stłucze się czara złota" - ZDROWIE!
Od poniedziałku GjwsD okrutnie odchudzona. Na zbiórkach praktycznie nie pojawiał się nikt ze "starych" bywalców. W związku z tym sama zaczynam być "starym" bywalcem. Nie wiem czy to dobrze, bo dziś ktoś mnie spytał, czy odbudowałam stracone kilogramy (że na Kaszebe niby), bo w talii wcięta jestem bardziej niż zazwyczaj? Szczerze, to straty kilogramów nie zauważyłam, a wręcz odwrotnie - tłuszcz w na brzuchu zaczyna dobrze się mieć, a w uda wpija mi się gumka od niedawno dobrych spodenek. No, ale w sumie na tym polega chyba anoreksja, że wszyscy widzą gnaty, a anorektyk brzuszek pyzaty i śmieszne to nie jest, oj nie jest.
Po dzisiejszej GjwsD dopadło mnie szekspirowskie oto pytanie: Tyć, albo nie tyć? I tak, dla niektórych anorektyczką zostanę (na marginesie: "NIECH SIĘ WALĄ NA RYJ!" - cytat z powiedzonek pewnej mamuśki znajomego).
A sama jazda: męcząca; nogi kołkowate, bo jednak zakwas jakiś po poniedziałkowym bieganiu wykwitł; dużo krowich placków, które trzeba było omijać slalomem i oczywiście wiatr nie tak wiał.
Poza tym SPOKO, ale jutro nie jadę z GjwsD :) Może pojadę ze sobą, ale o tem potem, bo dziś nie zrobiłam zakupu i cierpię ogromnie tęskniąc do wczorajszego smaku i orzeźwienia, i ..., ale ... zawsze to krok dalej od alkoholizmu.
Aniołka słuchałam kiedyś namiętnie. Teraz się przypomniał jakoś.
Nie wiem jak ten wiatr wieje, ale ja mam ciągle pod: i do pracy i z pracy. Może wiatr przy mnie wariuje tak jak sprzęt elektroniczny, któremu zawsze coś wysiada. Dziś licznikowi wysiadła ochota na komentowanie moich rowerowych poczynań. No cóż, coś się zaczyna, coś się kończy - takie życie licznika;) Szkoda go jednak, bo krótki żywot miał.
"A ja jestem proszę pana na zakręcie
Choć gdybym chciała bym się urządziła
Już widzę pieska bieska stół
Wystarczy żebym była mila" - A. Osiecka
No i się urządziłam ;) - I.P.-R.