Wpisy archiwalne w kategorii

solo

Dystans całkowity:1547.21 km (w terenie 8.00 km; 0.52%)
Czas w ruchu:63:52
Średnia prędkość:22.75 km/h
Maksymalna prędkość:46.05 km/h
Suma kalorii:2804 kcal
Liczba aktywności:49
Średnio na aktywność:31.58 km i 1h 31m
Więcej statystyk

Różan z refrenem :)

Sobota, 29 marca 2014 · Komentarze(0)


Wycieczka śladami odrobinę historycznymi, z przerywnikami męcząco-odpoczywającymi i powtarzającym się refrenem: terkoczącym bębenkiem, na którym co jakiś czas to oddalał się, to przybliżał Mąż mój - moja tęsknota i moje spełnienie :)

Cholerne psy :/, a ich właściciele to ... (w miejsce kropek wstaw najbardziej niecenzuralne słowo, jakie przychodzi Ci na myśl)

Piątek, 3 maja 2013 · Komentarze(3)
Nie dość, że zostałam wyeksmitowana z domu, bo "faceci" chcieli pogadać bez baby? Nie dość, że padał deszcz i wiatr wiał? Nie dość, że wczoraj na drogę wylazła mi bestia i przeszkodziła dojechać do celu?

Nie dość, że samochody traktowały mnie jak powietrze, w które można prysnąć kałużą, no bo co im zrobię?

Musiały jeszcze wałęsać się psy? ... Musiały? ... Nie można k***a zamknąć furtki, żeby wałęsały się po podwórku właściciela? Żeby jeszcze małe "ujadacze" były, ale nie - musiały to być wielkie, "niemieckie owczary". Chłopu "wolność w swoim domku". Jego psom wolność gdziekolwiek zawędrują, a mnie wk**w niebotyczny i siedzenie odłogiem w domu zostaje.

Nie mam słów na wyrażenie w****a :/, więc odreaguję staropolskim
piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiip.

Z psiurem w "Ganianego zabawa"

Czwartek, 2 maja 2013 · Komentarze(3)
Ogromne dylematy przeżywałam zanim wsiadłam na rower. Pogoda nadawała deszcz od godz. 14.00. W domu straszył bałagan ze wszystkich kątów. Sumienie odzywało się powinnościami żony, że może obiad obiad jakiś upichcić by się w końcu zdało.

Jednak wizja zapierniczania na szmacie, zamiast na rowerze i gmerania przy garach, zamiast pedałowania - wypadła bardziej blado. Wsiadłam i pojechał na przekór dobremu wychowaniu żony i wbrew prognozom pogody.

Już po 5 km pogoda zaczęła mnie moczyć. Jednak nie wyjechałam na 5 km i nie miałam zamiaru wracać do garów. Parłam dzielnie pod wiatr z nadzieją, że z powrotem będzie lżej.

Nadzieja zmalała kiedy z przeciwnej strony minął mnie rowerzysta, który kręcił jakby miał pod górę - a nie miał. Chciałam nawet sprawdzić, czy oby na pewno w obie strony będę miała w mordęwind, ale wrodzona chęć ryzyka nie pozwoliła na babskie wymiękanie. Testosteron szeptał mi do ucha: "Jak w mordę Cię wind, to Ty siebie w tyłek i jazda ku przygodom!"

No to "parłam" samotnie ku przygodzie, która spotkać mnie mogła w pięknym Goworowie. Jednak podstępne siły, które na pewno przeciwko mnie się zmówiły - na drodze ku szczęściu postawiły "bestię". Wyglądała jak pies, ale psem na pewno nie była. Świadczy o tym spryt z jakim odcięła mi wszystkie dwie drogi do mojego celu. Gdyby mogła, zaśmiałaby mi się na pewno prosto w twarz, ale udawała psa, więc tylko z daleka obserwowała moje ruchy i jak szachista uprzedzała je. Chciałam jechać w lewo, ona już tam mknęła. Stanęłam - ona stała i gapiła się na mnie ciekawskimi ślepiami.


... niby jej nie widać, a jest - chowa się za drzewem ... szelma jedna

Zmęczona nierówną walką odcięłam testosteron, odwinęłam rower o 180 stopni i jak baba nacisnęłam na pedały. Mknęłam z wiatrem ku przeznaczeniu szaremu jak dzisiejsza pogoda i papier toaletowy z najniższej półki.


... szaro, głucho, do domu niedaleko

... i dziurawo jak w naszym budżecie :P

... no cóż, idę na rower jeszcze raz :P

Ojejuńciu! Wykończył mnie dystansik.

Wtorek, 23 kwietnia 2013 · Komentarze(0)
Kategoria solo, trening
Dystans do pracy żaden, ale ... nie dziś. Dziś czuję go w kolanach :(
Wszystkiemu winien wiatr. Osłabił mi wolę walki niemal do zera.