Chlapa - padający śnieg i błoto na drodze, ale bardzo przyjemnie się jechało. Do pracy miałam mniej czasu niż powinnam mieć, więc "prułam" momentami ponad 25/h. Po pracy odrobinę więcej czasu, więc do domu wróciłam na około. Właściwie to wróciliśmy, bo Pół M. Wspomagacz wyjechał po mnie.
Gdyby nie popołudniowe plany, można by było zrobić kilka km. więcej, bo w końcu poczułam to coś.
Wspomagacz dostałby dziś szkłem w nerkę, ale Niebiosa były łaskawe i zrobiły mu tylko pomidorową na dupsku. Wszystkiemu winna oczywiście Głupota, bo kto wozi w kieszeniach szklane butelki zjeżdżając na kolarce (i to mojej!)z oblodzonej górki? Oprócz Głupoty winna jest Netka, która wepchała Wspomagaczowi pomidory w owej szklanej butelce do kieszeni, kiedy to w drugiej kieszeni były już moje pomidory we szkle. Wiadomo, że pomidory obcej kobiety muszą znaleźć odpowiedniejsze miejsce niż dolna część pleców świeżo co zapuszkowanego Przemidorka.
Winny jest też Pijacy_mleko, który nie zaoferował swoich pleców dla netkowych pomidorków. Chociaż jemu akurat mogę wybaczyć, bo był na głodzie. Nigdzie po drodze nie było podgrzewanego mleka, a jazda w lesie po zamarzniętych traktorowych śladach wytrzęsła z niego resztki białego napoju, którym się na pewno rano uraczył.
Mam nadzieję, że Wspomagacz zastanowi się, kiedy następnym razem będzie chciał użyczać innej jakiejkolwiek części swego ciała. Nie na darmo mówią na mnie Witch :P
Była w tym wyjeździe taka magia, jakiej dawno na rowerze nie pamiętam. Słońce przeglądające się w śniegu, niewiele gadający Wspomagacz, oblodzone drogi, leśne drogi jak z bajki i spokój - sprawiły, że było CUDOWNIE.
Nawet niezbyt bezpieczne spotkania oko w oko z samochodami i żółta reklama, która z 4-rech liter krzyczy ostrzegawczo niemiłosiernie żółtym kolorem, nie były w stanie popsuć udanej przejażdżki.
Śmiał się jojas z moich glanowych espdów, to podwyższyłam standard. Wspięłam się na koturny: śliczne, zamszowe, długie i brązowe. Wyglądam gorzej niż pani na składaku jadąca do spółdzielni, ale ... za to ciepło. Kij w ucho urodzie, w słusznym wieku i tak już się nie trzyma właścicielki, w przeciwieństwie do zimna, które wprost proporcjonalnie do wieku rośnie. Można rzec, że krew stygnie. Jedyna nadzieja we Wspomagaczu ;)
Jeżdżąc w tym roku mini-dystanse zastanawiam się, co miła w sobie ubiegłoroczna zima, że mnie tak kusiła? W tym roku aż takiej frajdy ni ma.
Chyba ubiegłoroczne zimowe jeżdżenie daje znaki w tym roku, albo wszystkie złorzeczenia i prognozy pukających się w czoło mądrych KOLARZY, którzy kółkami swymi przyozdobili ściany - się sprawdzają.
Nogi i ręce na myśl o lekkim mrozie spierdzielają w najcieplejszy zakątek domu i nigdzie nie chcą się stamtąd ruszać. Kiedy sadystycznie zmuszę je do wyjścia na zaokienne mroźne powietrze, już po 5 sekundach wrzeszczą z bólu, jakby je kto stadem szpilek naszpikował.
Jednak piękno iskrzącego się w słońcu śniegu i ten wspaniały chrzęst zmrożonego śniegu pod kołami sprawiają, że wsiadam na rower i pokonuję piecucha.
Dopinguje mnie też niezła warstwa tłuszczu, która niczym koło ratunkowe owinęła mój brzuch chroniąc mnie przed anoreksją.
"A ja jestem proszę pana na zakręcie
Choć gdybym chciała bym się urządziła
Już widzę pieska bieska stół
Wystarczy żebym była mila" - A. Osiecka
No i się urządziłam ;) - I.P.-R.