Ne mam czasu na dłuższą jazdę, więc przy ławeczce podłączyłam się do GjwsD, która wyruszyła do Kruszewa. Kluczyliśmy tradycyjnymi drogami, którymi jechałam już nie raz, ale ciągle ich nie pamiętam. Może czas powrócić do gimnastyki mózgu, albo zainwestować w lecytynę?
Po jeździe ... pyszne lody, a przed ... Leonia wysłała list do Władka siedzącego przy PRL-owskim biurku, na którym niestety fajerwerki nie mogły wystrzelić, bo takie rzeczy, to tylko na filmach, w Erze (ale to już było) i po przyprawach :)
Pogoda na rower po 18.00 była wyśmienita. Na zbiórkowej ławeczce pojawiło się około 20 osób. Nie widziałam jeszcze takiego wysypu kalafiorowych głów. Miło było jechać w takim tłumie i zasuwać przez jakiś czas prawie 40 km/h.
Przekonałam się, że w dużej grupie jazda 30 km/h nie sprawia żadnych trudności. Wydaje się nawet zbyt wolna (średnia wyszła słaba, bo wcześniej żołwiłam po mieście).
Podczas jazdy moja lost wypadła z łańcucha i musiałam gonić grupę. Przydałby się jej, remont, a na pewno wymiana pedałów. Jeden skrzypi jak bieda w kącie, ale i tak kocham staruszkę, i nawet gdybym kupiła (marzenie) jakąś wypasioną karbonem nówkę sztukę, to sentyment pozostanie. Nie ma to jak babcia, na której zaczęła się moja przygoda z szosą.
... lasy w tamtej okolicy pamiętają czas walki. Pojechałam z siostrą, tempem żółwia, żeby stanąć na miejscu, które dziś szumi spokojem, a kiedyś płakało krwią.
Nie lubię pomników, a jeszcze bardziej patetycznych napisów i nadętych wart, którym przynajmniej raz w roku rzuca się pod nogi niewiele znaczące wieńce, ale ... może tak właśnie zatrzymuje się pamięć, kładąc w znaczących miejscach kamienie?
... może, ale ja wolę patos w innym wydaniu. Zamiast kamieni wolę czasem przymrużenie oka, o tak np.:
Komary dobrały się do każdego zakamarka mnie. Jagody, na które wybrałam się w towarzystwie siostry i bratanicy, były na przedśmiertnych podrygach i ja takoż samo podrygiwałam przy wstrętnie obrzydliwych całusach - oszołomionych nawałem MŁODEJ krwi w lesie - komarzych samic.
Tyle krwi poświęciłam tego dnia, że śmiało mogę nazwać siebie honorowym krwiodawcą, a wszystko po to, żeby zjeść kilka cieplutkich jagodzianek made by Jagoda.
... żeby z innej perspektywy popatrzeć na Wielką Niedźwiedzicę.
Wyjechałam w deszczu. Dojechałam późnym wieczorem kiedy słońce przepięknymi odcieniami ochry malowało pomiędzy chmurami swój koncert na dobranoc. Lubię takie niebo: ciemne chmury, czystość i niezliczoną ilość ciepłych barw. To taka pocztówka z dzieciństwa - dziecko uśmiechające się przez łzy - zawsze pożółkła chociaż wiecznie młoda.
W gnieździe, po rowerze przeczytałam książkę, którą należałoby przeczytać, żeby wpełznąć do grona czytaczy obeznanych. Czego oczywiście nie wiedziałam, zanim przeczytałam, bo nie wiem czy wiedząc wcześniej przeczytałabym.
Jestem nieczytaczem z Szamotuł, którzy wzrusza się historią Dzika i jego skarbu.
Co to wszystko ma wspólnego z rowerem i czemu napisałam co napisałam? Ano to, że w budowie podobnam do rowerowej szprychy: prosta i ręcznie trudnowyginanawkółeczko i oczywiście temu, bo nie ma dżemu:P
W końcu trochę na rowerze. Ledwo zdążyłam na zbiórkę. Miałam pięć minut na wskoczenie w rowerowe wdzianko i dojechanie do spotkaniowej ławeczki. Oczywiście gdyby zbierający się przy ... łaskawie na mnie nie zaczekali, nie zdążyłabym.
Praktycznie jechałam cały czas na kole, ale mimo wampirowania cieszę się z dzisiejszego rowerowania. Byłam już na głodzie, a drugi, klujący się aktualnie nałóg, nie daje rady zastąpić roweru.
Brak halnego + piękne niebo + zachód + spokój + niezłe tempo + brak zadyszki + piwo na deser = zaspokojenie głodu:). Chcę tak jeszcze.
Słońce proszę, proszę bądź i całe serce włóż, żeby jazda z Tobą była na zabój, od wschodu do zachodu, a w nocy najlepsza, bo bez zbędników!
Mój Czarnuch w terenie zachowuje się nie najgorzej. Mimo dosyć cienkich opon jakoś udaje mi się pokonywać piachy. Dziś jestem dumna z przejechania dosyć długiego, piaszczystego kawałka drogi. Zawzięłam się i nie zsiadłam. Dałam radę - jak to mówi "wujcio" Octane.
Ale ... pod górki wyższe nieco - KATASTROFA! Rower kręci się w miejscu i staje dęba. Za duże i za cienkie koła, za mało agresywne opony! No cóż! Czarnuch to tylko cross, więc cudów nie będzie. Poza tym ja nie harpagan leśny, chociaż dziś całkiem nieźle sobie radziłam. Lubię jeździć po szyszkach, trawie, mchu i innych badylach, które wkręcają mi się w szprychy, a dziś wkręciły mi się prawie w oko. Gdybym szybciej jechała, byłoby cholernie nieciekawie. Jechałam jednak wolniej. Było ciekawie, chociaż trochę za wolno.
Szukaliśmy w lesie górek i zatrzymywaliśmy się chyba z 1500 razy.W sumie nie zmęczyłam się w ogóle, mimo ogólnego braku kondycji.
Jadąc ostatnio z Przemidorkiem czułam się jak ostatnia stara baba zapindalająca na mule ospałym jak stado leniwców. Dziś mułowatości nie czułam.
Wniosek:
- albo Przemidorek jest dla mnie za szybki; - albo dziś jechałam ze starszymi od siebie :D; - albo wypracowałam kondycję, nad którą nie pracowałam; - albo niesamowicie dobrze jeżdżę w terenie i powinnam startować w zawodach, żeby nie zmarnować ogromnego talentu, którym obdarzyły mnie niebiosa :D
Osobiście wariant ostatni najbardziej mi odpowiada, bo jak na siebie z boku patrzę, to widzę taki talent i zarąbistą (żeby nie było, że zajebistą, bo to wyświechtane ustami tłumu),jedyną i niepowtarzalną babkę, która nie tylko zamulać umie, ale wie co w trawie piszczy i sama się za sobą ogląda z zachwytem :D ...
... no ... jakby tu nieskromnie zakończyć ten wpis? ... no tak zakończę, a co (proszę "czytać" w wersji femine)?:
... i nie tylko SIĘ :)Pomidorki jeszcze. Świeże, soczyste, czerwone, z odrobiną czosnku, duuuuuuuużą ilością cebuli, oliwek i koniecznie podane z "rzetelną powagą" :)
"A ja jestem proszę pana na zakręcie
Choć gdybym chciała bym się urządziła
Już widzę pieska bieska stół
Wystarczy żebym była mila" - A. Osiecka
No i się urządziłam ;) - I.P.-R.