Z GjwsD bez GjwsD i wlnięty GPS
Wtorek, 7 czerwca 2011
· Komentarze(2)
Kategoria GjwsD, solo, takie sobie rowerowanie
Po nocy dzień, a po burzy spokój, więc skorzystać z tej opcji postanowiłam. W mżawce jeszcze wyruszyłam na spotkaniową ławeczkę GjwsD nie spodziewając się zastać tam kogokolwiek. Nie myliłam się ławeczka olana była deszczem i nieobecnością grupy w kasko-kalafiorach.
Podtrzymałam dziś tradycję spotkań o 17.30 i wyruszyłam w stronę Dzbenina. Chwilę wahałam się czy jechać dobrze znaną drogą do Lipianki i wpaść do rodzinki na kawę, czy wyruszyć tam gdzie byłam z grupą, ale sama jeszcze nie byłam.
Opcja druga wygrała. Rewelacyjna świeżość towarzyszyła mi przez całą drogę i oczywiście świerszcze, skowronki, bociany, piękne niebo i cisza. No i oczywiście przedniej jakości asfalt. Znaczy jakość była przednia dopóki asfalt był. W pewnym momencie się urwał, a ja nie wiedziałam gdzie jestem. Nie wzięłam telefonu, żeby wezwać na pomoc jakiegoś Imć Oświeconego znajomością terenu.
Cóż było robić? Nacisnęłam pedały i dalej ścieżyną piaszczystą w las, który to kierunek wydawał się przybliżać mnie do obiadu i domowych pieleszy.
Jednak przybliżał mnie ciut naokoło, o czym poinformowała mnie Pani na Ukrainie wyłaniająca się z tegoż lasu. Zabrała mnie na przejażdżkę powrotną ku właściwej drodze. Prułyśmy 18km/h, a czas umilała rozmowa o przyjemnościach rowerowania.
Po drodze minęłam naszą OCT-ową zdobywczynię pucharów. Rozpromieniona i piękna, zapierniczająca rowerem z wyrazem rozkoszy - natchnęła mnie myślą, że WIELE JESZCZE PRZEDE MNĄ, pomimo, że wiele już za mną i nigdy nic nie wiadomo i git, że właśnie tak :)
Dziś na przykład wyjechałam na 30 km, a zrobiłam 67 i po co mi były te 30-to km plany?
Na dosyt dopełniam się szpinakiem i napojem procentowym. Fajnie, że po drugie wystarczy wyciągną rękę w sklepie, a po pierwsze nie fajnie, że trzeba zrobić samemu, ale ... jak to mówi Netka - NN.
I na koniec końców muszeę to sobie dodać, że okrutnie jestem zadowolona z działalności mojego 40 -letniego organizmu. Po wczorajszym rowero-dreptaniu i dzisiejszym naokołojeżdżeniu stwierdzam, że hoża babka ze mnie jest. Tylko rumieńców brakuje, ale te zawsze da się jakoś załatwić. Sposobów znam kilka;)
Podtrzymałam dziś tradycję spotkań o 17.30 i wyruszyłam w stronę Dzbenina. Chwilę wahałam się czy jechać dobrze znaną drogą do Lipianki i wpaść do rodzinki na kawę, czy wyruszyć tam gdzie byłam z grupą, ale sama jeszcze nie byłam.
Opcja druga wygrała. Rewelacyjna świeżość towarzyszyła mi przez całą drogę i oczywiście świerszcze, skowronki, bociany, piękne niebo i cisza. No i oczywiście przedniej jakości asfalt. Znaczy jakość była przednia dopóki asfalt był. W pewnym momencie się urwał, a ja nie wiedziałam gdzie jestem. Nie wzięłam telefonu, żeby wezwać na pomoc jakiegoś Imć Oświeconego znajomością terenu.
Cóż było robić? Nacisnęłam pedały i dalej ścieżyną piaszczystą w las, który to kierunek wydawał się przybliżać mnie do obiadu i domowych pieleszy.
Jednak przybliżał mnie ciut naokoło, o czym poinformowała mnie Pani na Ukrainie wyłaniająca się z tegoż lasu. Zabrała mnie na przejażdżkę powrotną ku właściwej drodze. Prułyśmy 18km/h, a czas umilała rozmowa o przyjemnościach rowerowania.
Po drodze minęłam naszą OCT-ową zdobywczynię pucharów. Rozpromieniona i piękna, zapierniczająca rowerem z wyrazem rozkoszy - natchnęła mnie myślą, że WIELE JESZCZE PRZEDE MNĄ, pomimo, że wiele już za mną i nigdy nic nie wiadomo i git, że właśnie tak :)
Dziś na przykład wyjechałam na 30 km, a zrobiłam 67 i po co mi były te 30-to km plany?
Na dosyt dopełniam się szpinakiem i napojem procentowym. Fajnie, że po drugie wystarczy wyciągną rękę w sklepie, a po pierwsze nie fajnie, że trzeba zrobić samemu, ale ... jak to mówi Netka - NN.
I na koniec końców muszeę to sobie dodać, że okrutnie jestem zadowolona z działalności mojego 40 -letniego organizmu. Po wczorajszym rowero-dreptaniu i dzisiejszym naokołojeżdżeniu stwierdzam, że hoża babka ze mnie jest. Tylko rumieńców brakuje, ale te zawsze da się jakoś załatwić. Sposobów znam kilka;)