Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2013

Dystans całkowity:822.35 km (w terenie 3.00 km; 0.36%)
Czas w ruchu:35:44
Średnia prędkość:23.01 km/h
Maksymalna prędkość:49.50 km/h
Maks. tętno maksymalne:188 (94 %)
Maks. tętno średnie:157 (78 %)
Suma kalorii:4456 kcal
Liczba aktywności:19
Średnio na aktywność:43.28 km i 1h 52m
Więcej statystyk

Praca, patronaż po i pierwszy -późny tysiąc w tym roku :)

Wtorek, 16 kwietnia 2013 · Komentarze(0)
We wtorki mam ultra lekką i krótką pracę, dlatego postanowiłam zawitać w niej rowerem. Po pracy byłam umówiona na netkowy patronaż za Dabrówką. pogoda zapowiadała się iście wiosenna, więc nic, tylko REALIZOWAĆ PLANY :)

A tu kicha! Rano szyja odmówiła posłuszeństwa i bolała jak cholera. Na dodatek usztywniła mnie jędza! Wściekłam się, bo pokrzyżowała mi plany.

Dzień z rowerem miał być przeżyty na rowerowym głodzie. Wnerwienie potęgował jeszcze fakt, że Panzer pojechał sobie na Mazury i miał w planach kilkadziesiąt kilometrów rowerowania. A ja prawie niepełnosprawna miałam zasuwać do pracy (no i co z tego, że lajtowej?).

Postanowiłam jednak zaryzykować jazdę. Natarłam się "antybólem", owinęłam jak babcia chustą i w nadziei czekałam, że MUSI przejść.

Nie przeszło, ale pojechałam. Najpierw jak zółw powoli, z ogromną nieśmiałością i uczuciem bólu przy każdej nierówności "ścieżki rowerowej". Potem trochę odważniej, ale sztywno, jakbym połknęła kij od szczotki (dziwna postawa na kolarce :)).

Jadę pełna sztywności i powolności ścieżką do pracy swojej, a tu jakiś cham trąbi na mnie z samochodu (myślałam, że nabija się z mojej wspaniałej postawy). Olałam chama i jechałam dalej. Cham jednak nie dał za wygraną i wtelepał się na ścieżkę rowerową (była zatoczka dla samochodów. Myślę: "Zwolnię, to cham w zatoczkę się zdąży wgramolić". Jednak cham stanął centralnie na środku drogi mojej i zaczął szczerzyć do mnie zęby. Już z ryja mego ulewało mi się: "KUR*a mać" i ryj wykrzywił się w złośliwym uniesieniu, kiedy zobaczyłam oznaczenie samochodu i dotarło do mnie: "Ja tego chama znam." "Cześć jojasu, jak miło Cię widzieć" - wykrzyczałam. I szczera prawda to była, bo za tym cha*em niechamem już się odrobinę stęskniłam :)

Ustaliwszy, że chamem okazałam się ja - biorąc ludzką sympatię za najgorszą złośliwość i ciskając mentalne gromy w stronę najsympatyczniejszego (choć wrednego niemiłosiernie) człowieka na ziemi - pojechałam pracować.

Praca minęła niezauważenie. Szyi stan uległ poprawie.
Piękna pogoda była nadal. Założyłam na się super lansiarskie - różowe wdzianko Panzera (w którym wyglądałam o niebo lepiej niż on - widziałam sama i powiedziała mi Netka) pojechałam z Netką za Dąbrówkę (na patronaż -cokolwiek to znaczy).

Podczas wyjazdu okazało się, że:

- Netka nie boi się wcale tak bardzo psów jak udaje :) (nie zdążyłam tego uwiecznić, bo psy zbiegły się do mnie).
- Na kolarce jeździ się o wiele szybciej i lżej niż na góralu ;).
- Pod wiatr nie jedzie się przyjermnie :), a z wiatrem owszem tak.
- Nie wszystkie psy gryzą, ale ja i tak ich się boję (i to nie jest smieszne - Netka przerzuciła na mnie swój strach).




Mój rower wśród psów, kóre bardziej są zainteresowane sobą niż mną, ale i tak STRACHA mam.

Faceci z zimnymi ... ;P

Poniedziałek, 15 kwietnia 2013 · Komentarze(2)
(Ostrołęka, Łęg, Lelis, Ostrołęka)

Na rozluźnienie mięśni po wczorajszej jeździe umówiliśmy się z Netką i Domuradzikiem. Niestety Netka "nie wypaliła", a szkoda, bo jazda była krótka, niespieszna, bez marudzeń i z pięknymi, wiosennymi widokami.

Niespieszna dla mnie i Panzera. Domuradzik zalożył krótkie gacie i myślał, że wyprędzając podgrzeje trochę temperaturę. Niestety, wiosna wystrychnęła Młodego na dudka i przymroziła mu nagie łydy, a i rąk nie oszczędziła, bo zachciało mu się w letnich rękawiczkach jechać.

Zresztą starszy nieco Panzer, podobną głupotę popełnił myśląc, że jak słońce trochę zza chmur wyziera, to ciepło. Zmarzło mu przez to myślenie "siedzenie" i ... (do rymu ;). Wrócił więc panzerniak do domu z fistaszkami w zgrabiałych dłoniach :P, bo nie posłuchał rad MĄDREJ i przezornej Mnie :)


Mój Szczerbiec Osobisty

Jeszcze udają, że wszystko ok, ale CO NIECO już marznie

Biorą kałużę z zaskoku ;)

Obiadowanie w Gozanie i obijający się MŁODY

Niedziela, 14 kwietnia 2013 · Komentarze(0)
(O-ka-N.W.Zach.- Zamość - Maków-Krasnosielc - N.W. - Przystań - O-ka)

Z nieba miał lać się żar, ptaki miały radośnie świergolić i wiatr miał w plecy wiać (przynajmniej w jedną stronę).

Z planów pogoda sobie zakpiła, ptaki olały muzykę, a faceci zamiast "ciągnąć" nas (mnie i Netkę) na kole, wyprędzali dając nam do zrozumienia, że ciągnąć nas mogą w tempie wycieczkowym, pod warunkiem, że to oni będą decydować jak szybko jedzie wycieczka.

Na wstępie dostałam zadyszki, głowa zaczęła mi pulsować w nerwowym rytmie, a "Szemków" dwóch, niczego nieświadomych, napierało na pedały. Na mnie napierał WKU*w, Aneta i Młody, który dołączył do nas za Ostrołęką.

W tak miłej atmosferze, przed Zamościem, przestałam napierać na pedały, poddałam się napieraniu WKU*wa i szczeliłam Panzerowi focha.

Poskutkowało :) Nie ma to jak w małżeńsko-sielskiej atmosferze łączyć powinności z przyjemnością ;) ... Nie miał facet kłopotu wcześniej, ale nie miał też jakże przewspanialezarąbiścieszalenczofajnejiekstradopotęgiktórejśtam MNIE :)

... a poza tym BYŁO miło, chociaż MŁODY, mimo niespożytych pokładów energii wynikających z wieku i roweru całkiem, całkiem - nie chciał ciągnąć nas na kole. Usprawiedliwienie może być wrodzona oszczędność (czyli niechęć do marnotrawstwa) lub chęć kumulacji sił na szwedzkie podboje :D

... no, ale jechać "czjnikiem" na kole starszej? :P


Netka i Kali

Panzer nad wyraz nieładny :P

Siodło zjechane panzernym tyłem - SPADEK

Regeneracja w Zamościu