Do, po, pod, z i bez ... czyli dzienny zlepek
Poniedziałek, 6 czerwca 2011
· Komentarze(2)
Kategoria GjwsD, solo, takie sobie rowerowanie
Do pracy pojechałam sobie przez Kamiankę. Zamierzałam przez Goworowo, ale jak zwykle ... czas + leń + ja = wiadomo co. Tak, że tak - jakby powiedział to znajomy ...myśli o porannej jeździe w chłodzie spłynęły z potem punktualnie w południe.
Umęczyłam się pedałowaniem pod wiatr. Miał być niby tylko 5 km/h, ale najwyraźniej gdzieś się spóźnił, bo zapierniczał w drugą stronę niż ja jechałam, że aż liście na drzewach wywracały się na lewą stronę.
Był jednak moment bardzo przyjemny, kiedy na chwilę powiał mi w tył. Pedałowanie nie kosztowało nic. W uszach IX Beethovena i tylko skrzydeł zabrakło, żeby odlecieć. Kiedyś nauczę się jeździć bez trzymania ... może wtedy polecę.
Po pracy na chwilę z GjwsD. Podciągnęli mnie do Lipianki, gdzie w rodzinnej (iście) atmosferze zjadłam obiadokolację. Miły powrót z wiatrem i na koniec dnia ... w końcu BIEGANIE. Ponoć udało mi się przebiec 7-8 km (jutro może sprawdzę rowerem) i nie zmęczyć za bardzo. Spociłam się jak nigdy na rowerze. Nogi bolą mnie jak nigdy na rowerze, ale chyba jeszcze spróbuję. Chociaż wstrzymam się do jutra z deklaracją. Ponoć mają mnie dopaść bóle. Uwidzimy - jak to mówi góralka Renia.
Kiedy urosną mi już skrzydła, to polatam może sobie tak, polatam, bo życie jest po to chyba, żeby było fajnie i pełnie i odlotowo, chociaż oczywiście odpowiedzialnie :)
Umęczyłam się pedałowaniem pod wiatr. Miał być niby tylko 5 km/h, ale najwyraźniej gdzieś się spóźnił, bo zapierniczał w drugą stronę niż ja jechałam, że aż liście na drzewach wywracały się na lewą stronę.
Był jednak moment bardzo przyjemny, kiedy na chwilę powiał mi w tył. Pedałowanie nie kosztowało nic. W uszach IX Beethovena i tylko skrzydeł zabrakło, żeby odlecieć. Kiedyś nauczę się jeździć bez trzymania ... może wtedy polecę.
Po pracy na chwilę z GjwsD. Podciągnęli mnie do Lipianki, gdzie w rodzinnej (iście) atmosferze zjadłam obiadokolację. Miły powrót z wiatrem i na koniec dnia ... w końcu BIEGANIE. Ponoć udało mi się przebiec 7-8 km (jutro może sprawdzę rowerem) i nie zmęczyć za bardzo. Spociłam się jak nigdy na rowerze. Nogi bolą mnie jak nigdy na rowerze, ale chyba jeszcze spróbuję. Chociaż wstrzymam się do jutra z deklaracją. Ponoć mają mnie dopaść bóle. Uwidzimy - jak to mówi góralka Renia.
Kiedy urosną mi już skrzydła, to polatam może sobie tak, polatam, bo życie jest po to chyba, żeby było fajnie i pełnie i odlotowo, chociaż oczywiście odpowiedzialnie :)