Na czasówkę
Niedziela, 21 sierpnia 2011
· Komentarze(1)
Kategoria takie sobie rowerowanie
Mojej Lost umarło koło na śmierć :) i mogę sobie zrobić z niej taczkę.
Mój Czarnuch stoi gdzieś, gdzie dodzwonić się nie mogę i nie wiem co mu dolega. Mam nadzieję, że był twardszy i z opresji wyszedł cało. W końcu młodszy i facet, i czarnuch (czyli rasa wyjątkowo zahartowana).
Na czasówkę miałam podreptać pieszo, ale z litości został mi pożyczony Przemidorkowegy full. W potach dokręciłam na miejsce pełne ścigantów, którzy chcieli, żebym dołączyła do ich grona. Jednak CZOŁG (trzeba mieć kondycję, żeby tym jeździć), którym przyjechałam nie chciał stawać w szranki z cieniasami szosowymi, więc ostałam się jeno w roli kibica. Jako kibic wydziadowałam nawet skarpetki z loterii fantowej.
Z powrotem "pomknęłam" na pięknej szosówce i kolejny raz utwierdziłam się w przekonaniu, że szosa to właśnie to, co babcie lubią najbardziej. Nawet pod wiatr lżej niż na masywnym góralu z wiatrem. Jednak szacunek do Cube'a wielki mam za to co wyczyniał w górach i każda szosówka mogła go wtedy co najwyżej cmoknąć w wasiakowe koło.
Zdecydowanie chciałabym mieć jeszcze co najmniej dwa rowery: szosówkę, która mogłaby więcej niż kochana, ale zdezelowana Lost i jakiś czołg do rozgniatania śniegu i bezpiecznych zjazdów z górki.
A dziś, najbardziej na świecie, chciałabym mieć swój rower. Oczywiśicie dziękuję za pożyczenie CACKA, ale dosiadać je będę z ogromną dozą nieśmiałości.
Mój Czarnuch stoi gdzieś, gdzie dodzwonić się nie mogę i nie wiem co mu dolega. Mam nadzieję, że był twardszy i z opresji wyszedł cało. W końcu młodszy i facet, i czarnuch (czyli rasa wyjątkowo zahartowana).
Na czasówkę miałam podreptać pieszo, ale z litości został mi pożyczony Przemidorkowegy full. W potach dokręciłam na miejsce pełne ścigantów, którzy chcieli, żebym dołączyła do ich grona. Jednak CZOŁG (trzeba mieć kondycję, żeby tym jeździć), którym przyjechałam nie chciał stawać w szranki z cieniasami szosowymi, więc ostałam się jeno w roli kibica. Jako kibic wydziadowałam nawet skarpetki z loterii fantowej.
Z powrotem "pomknęłam" na pięknej szosówce i kolejny raz utwierdziłam się w przekonaniu, że szosa to właśnie to, co babcie lubią najbardziej. Nawet pod wiatr lżej niż na masywnym góralu z wiatrem. Jednak szacunek do Cube'a wielki mam za to co wyczyniał w górach i każda szosówka mogła go wtedy co najwyżej cmoknąć w wasiakowe koło.
Zdecydowanie chciałabym mieć jeszcze co najmniej dwa rowery: szosówkę, która mogłaby więcej niż kochana, ale zdezelowana Lost i jakiś czołg do rozgniatania śniegu i bezpiecznych zjazdów z górki.
A dziś, najbardziej na świecie, chciałabym mieć swój rower. Oczywiśicie dziękuję za pożyczenie CACKA, ale dosiadać je będę z ogromną dozą nieśmiałości.