Z psiurem w "Ganianego zabawa"
Czwartek, 2 maja 2013
· Komentarze(3)
Kategoria solo, takie sobie rowerowanie
Ogromne dylematy przeżywałam zanim wsiadłam na rower. Pogoda nadawała deszcz od godz. 14.00. W domu straszył bałagan ze wszystkich kątów. Sumienie odzywało się powinnościami żony, że może obiad obiad jakiś upichcić by się w końcu zdało.
Jednak wizja zapierniczania na szmacie, zamiast na rowerze i gmerania przy garach, zamiast pedałowania - wypadła bardziej blado. Wsiadłam i pojechał na przekór dobremu wychowaniu żony i wbrew prognozom pogody.
Już po 5 km pogoda zaczęła mnie moczyć. Jednak nie wyjechałam na 5 km i nie miałam zamiaru wracać do garów. Parłam dzielnie pod wiatr z nadzieją, że z powrotem będzie lżej.
Nadzieja zmalała kiedy z przeciwnej strony minął mnie rowerzysta, który kręcił jakby miał pod górę - a nie miał. Chciałam nawet sprawdzić, czy oby na pewno w obie strony będę miała w mordęwind, ale wrodzona chęć ryzyka nie pozwoliła na babskie wymiękanie. Testosteron szeptał mi do ucha: "Jak w mordę Cię wind, to Ty siebie w tyłek i jazda ku przygodom!"
No to "parłam" samotnie ku przygodzie, która spotkać mnie mogła w pięknym Goworowie. Jednak podstępne siły, które na pewno przeciwko mnie się zmówiły - na drodze ku szczęściu postawiły "bestię". Wyglądała jak pies, ale psem na pewno nie była. Świadczy o tym spryt z jakim odcięła mi wszystkie dwie drogi do mojego celu. Gdyby mogła, zaśmiałaby mi się na pewno prosto w twarz, ale udawała psa, więc tylko z daleka obserwowała moje ruchy i jak szachista uprzedzała je. Chciałam jechać w lewo, ona już tam mknęła. Stanęłam - ona stała i gapiła się na mnie ciekawskimi ślepiami.

... niby jej nie widać, a jest - chowa się za drzewem ... szelma jedna
Zmęczona nierówną walką odcięłam testosteron, odwinęłam rower o 180 stopni i jak baba nacisnęłam na pedały. Mknęłam z wiatrem ku przeznaczeniu szaremu jak dzisiejsza pogoda i papier toaletowy z najniższej półki.

... szaro, głucho, do domu niedaleko

... i dziurawo jak w naszym budżecie :P
... no cóż, idę na rower jeszcze raz :P
Jednak wizja zapierniczania na szmacie, zamiast na rowerze i gmerania przy garach, zamiast pedałowania - wypadła bardziej blado. Wsiadłam i pojechał na przekór dobremu wychowaniu żony i wbrew prognozom pogody.
Już po 5 km pogoda zaczęła mnie moczyć. Jednak nie wyjechałam na 5 km i nie miałam zamiaru wracać do garów. Parłam dzielnie pod wiatr z nadzieją, że z powrotem będzie lżej.
Nadzieja zmalała kiedy z przeciwnej strony minął mnie rowerzysta, który kręcił jakby miał pod górę - a nie miał. Chciałam nawet sprawdzić, czy oby na pewno w obie strony będę miała w mordęwind, ale wrodzona chęć ryzyka nie pozwoliła na babskie wymiękanie. Testosteron szeptał mi do ucha: "Jak w mordę Cię wind, to Ty siebie w tyłek i jazda ku przygodom!"
No to "parłam" samotnie ku przygodzie, która spotkać mnie mogła w pięknym Goworowie. Jednak podstępne siły, które na pewno przeciwko mnie się zmówiły - na drodze ku szczęściu postawiły "bestię". Wyglądała jak pies, ale psem na pewno nie była. Świadczy o tym spryt z jakim odcięła mi wszystkie dwie drogi do mojego celu. Gdyby mogła, zaśmiałaby mi się na pewno prosto w twarz, ale udawała psa, więc tylko z daleka obserwowała moje ruchy i jak szachista uprzedzała je. Chciałam jechać w lewo, ona już tam mknęła. Stanęłam - ona stała i gapiła się na mnie ciekawskimi ślepiami.

... niby jej nie widać, a jest - chowa się za drzewem ... szelma jedna
Zmęczona nierówną walką odcięłam testosteron, odwinęłam rower o 180 stopni i jak baba nacisnęłam na pedały. Mknęłam z wiatrem ku przeznaczeniu szaremu jak dzisiejsza pogoda i papier toaletowy z najniższej półki.

... szaro, głucho, do domu niedaleko

... i dziurawo jak w naszym budżecie :P
... no cóż, idę na rower jeszcze raz :P