Pojechałam na lajtową przejażdżkę z nielajtem w środku, żeby lajt poczuć i co? Burza poczęstowała mnie wszystkim co miała najlepsze. No może z wyjątkiem pioruna wycelowanego prosto we mnie. Zagrzmiała niewinnie z daleka. Potem niespodziewanie osaczyła mnie ze wszystkich stron. Zalała mnie ulewą, posiniaczyła gradem, grodziła drogę piorunami i sprowadziła moje serce do stanu, na określenie którego słowo "tchórzostwo" to zwykły eufemizm. Nie wiedziałam czy jak zając mam przycupnąć w polu kukurydzy, czy schować się w lesie, który wydawał się bardziej bezpieczny. Jednak jakieś resztki rozumu krzyczały: "Nie pod drzewem"!
Wybrałam opcję trzecią i prułam w ścianie deszczu drogę do domu. Jednak pioruny pokrzyżowały mi plany waląc w drogę prosto przede mną. Próbowałam pojechać w drugą stronę, bo tam były jakieś domy, ale burza i z drugiej mańki przyłożyła w moją drogę piorunem.
Chciałam usiąść i płakać, ale na mazgajenie się nie było czasu. Pojechałam na spotkanie "oko w oko". Poległam niestety kiedy bezczelne burzysko zaczęło bębnić mnie po kasku gradem wielkości lilipucich jajek. Na szczęście dotarłam do jakiegoś domostwa i tam przemoczona do szpiku, z cieknącym pampersem (nie wiem czy przez deszcz, czy ze strachu)przeczekałam u dobrych ludzi, aż przestanie grzmocić.
... a wydawało mi się, że się burzy nie boję.
Tymczasem moja Połówka, bez strachu i odrobiny deszczu, pedałowała sobie po lepszej stronie Narwi. Gdzie sprawiedliwość?
"A ja jestem proszę pana na zakręcie
Choć gdybym chciała bym się urządziła
Już widzę pieska bieska stół
Wystarczy żebym była mila" - A. Osiecka
No i się urządziłam ;) - I.P.-R.