Miras z zielonym szwem na brodzie
Środa, 8 sierpnia 2012
· Komentarze(0)
Kategoria takie sobie rowerowanie, w ciemnościach
Przez Lelis, do Białobieli, na pyszne ciasto siostry Panzera mnie zaniosło. Z Ostrołęki towarzyszył nam (mnie i Panzerowi) Miras na Radonie z powyłamywanymi żebrami i zielonym sznytem na brodzie. Ten zawsze wie co zrobić, żeby nie było nudno, a że wariat przy tym, to co? W tym wieku (jak mówi Bałtroczyk) nie należy już nic z tym robić.
Z perspektywy patrząc - fajne były nasze zimowe jazdy po lodzie i beztroskie gadanie o byle czym, i pierwsza wspólna jazda w śnieżną zadymkę.
A dziś ... dziś krótka rowerowa przejażdżka w tempie umiarkowanym, kolarz/rowerzysta w cywilu na rowerku mamusi, chłodny wieczór z beztroską jazdą, marzenia o górach i ogromna potrzeba CZEGOŚ pod skórą.
Z perspektywy patrząc - fajne były nasze zimowe jazdy po lodzie i beztroskie gadanie o byle czym, i pierwsza wspólna jazda w śnieżną zadymkę.
A dziś ... dziś krótka rowerowa przejażdżka w tempie umiarkowanym, kolarz/rowerzysta w cywilu na rowerku mamusi, chłodny wieczór z beztroską jazdą, marzenia o górach i ogromna potrzeba CZEGOŚ pod skórą.