Szczytno-Olsztyn-Szczytno na mojej kochanej staro-nowej lostpearl
Niedziela, 12 sierpnia 2012
· Komentarze(0)
Kategoria 1 plus, powyżej 100 km, takie sobie rowerowanie
Pod górkę i z górki - tak mogą określić trasę, którą wybrał dla nas (ja, Witek i Panzer) Przemidorek. Jechaliśmy nieśpiesznym tempem, bo Don Vito prędkość ponad 20 km/h określał jako WYCZYNOWĄ. Gdyby nie samochody, które zapierniczały w tę i z powrotem, powiedziałabym, że trasa była wyśmienita: zakręty, podjazdy, zjazdy, jeziora i piękna zieleń dookoła.
Dawno już nie byłam na tak spokojnej i przyjemnej wycieczce. Nie popsuł jej nawet taki szczegół jak odpadające od mojego roweru koło. Przemidorowi zachciało się wieczornych rowerowych przemeblowań, czego efektem było uciekające koło z mojej starej lostpearl. Całe szczęście, że nie chciało mu się uciekać na zjazdach. Nie mniej jednak przy każdym z górki pedałowaniu oglądałam przydrożne rowy i zastanawiałam się czy zaoferują mi miękkie lądowanie. Na szczęście skończyło się tylko na lekko obitej kostce i utyskiwaniu na panzerną zlewatowość, która zadbała tylko o swoją jaśnie giantowską d**ę.
Więcej takich wycieczek proszę! Tylko przed - proszę sprawdzić mój sprzęt! Jeśli natomiast sprzętu niedomaganie byłoby związane z chęcią przeteleportowania mnie na wyżyny Pana, to uprzejmie proszę o bardziej wysublimowane i skuteczne sposoby - takie co to raz i na zawsze (bo ja naprawdę rozumiem, że zaobrączkowane, ubezwłasnowolniając "raz i na zawsze" mogą być dla panzernych dzieci zbyt drastycznym zakończeniem "pomiodowej bajki"). Nie chcę bowiem skazywać umęczonego kiedyś mężczyzny na filozoficzne dylematy, a siebie na bycie lepszą w zmywaniu od Bożeny Dykiel.
Dawno już nie byłam na tak spokojnej i przyjemnej wycieczce. Nie popsuł jej nawet taki szczegół jak odpadające od mojego roweru koło. Przemidorowi zachciało się wieczornych rowerowych przemeblowań, czego efektem było uciekające koło z mojej starej lostpearl. Całe szczęście, że nie chciało mu się uciekać na zjazdach. Nie mniej jednak przy każdym z górki pedałowaniu oglądałam przydrożne rowy i zastanawiałam się czy zaoferują mi miękkie lądowanie. Na szczęście skończyło się tylko na lekko obitej kostce i utyskiwaniu na panzerną zlewatowość, która zadbała tylko o swoją jaśnie giantowską d**ę.
Więcej takich wycieczek proszę! Tylko przed - proszę sprawdzić mój sprzęt! Jeśli natomiast sprzętu niedomaganie byłoby związane z chęcią przeteleportowania mnie na wyżyny Pana, to uprzejmie proszę o bardziej wysublimowane i skuteczne sposoby - takie co to raz i na zawsze (bo ja naprawdę rozumiem, że zaobrączkowane, ubezwłasnowolniając "raz i na zawsze" mogą być dla panzernych dzieci zbyt drastycznym zakończeniem "pomiodowej bajki"). Nie chcę bowiem skazywać umęczonego kiedyś mężczyzny na filozoficzne dylematy, a siebie na bycie lepszą w zmywaniu od Bożeny Dykiel.