Rowerzyści :)
Niedziela, 19 sierpnia 2012
· Komentarze(0)
Kategoria 1 plus, takie sobie rowerowanie
Bardzo leniwa wycieczka po okolicy: Ostrołęka - Białobrzeg - Łodziska - Gibałka - Lelis - Dąbrówka - Ostrołęka.
Przejeżdżałam tymi trasami niejednokrotnie, ale nie wiem czy sama bym nie zabłądziła. Telefon z GPS-em, kupiony w ubiegłym roku specjalnie na okazję niezabłądzenia, do tej pory nie doczekał się prowadzenia mnie po nieznanych zakamarkach okolicy. Lenistwo stanęło na drodze, a może kobiece cechy trochę się wykształtowały i zamiast liczyć tylko na siebie, zaczęłam trochę liczyć na panzerniaka. Nie wiem czy słusznie, dlatego dziś postaram się ściągnąć oprogramowanie na telefon i zrobić z niego użytek.
W spd-ach zaczynam czuć, że mam nogi, a właściwie kolana. Nie wiem czy to zasługa pedałów, czy wczorajszego czeskim piwem popijania kolacji? Cóż jednak niedogodności, kiedy wokół piękne lasy i laski, i ja - laska na sidarce mknęłam (23km/h) przed siebie, a obok panzer na swym lekkim jak piórko, "wymanionym" giancie. Dosiadłam go na chwilę i niech mi mówią, że sam rower nie jeździ! Jeździ kurna, jeździ! Mimo moich kolan z waty nie czułam, że pedałuję. Poczułam za to, kiedy wróciłam na swoją blond laskę. Nie narzekam. Naprawdę nie narzekam, że mam gorszy rower. W ogóle nie narzekam, że muszę zmagać się z jego ciężarem, podczas gdy panzerniakowi sam sprzęt jedzie. W końcu dla niedzielnej rowerzystki taki sprzęt wystarczy. Ambicji na awans do grona kolarzy nie mam. Nawet gdyby jakieś myśli głupie błąkały mi się po głowie, dziś kategorycznie prawda wyszła na jaw. Dzieci mówią prawdę prosto z mostu i dziś dziecko właśnie, patrząc mi w oczy,z rozbrajającym uśmiechem krzyknęło do rodziców: "Rowerzyści"!

ja - wersja grubsza

ja - nieco pocieniona

panzer - z pomniejszonym arbuzem

piórko panzera
Przejeżdżałam tymi trasami niejednokrotnie, ale nie wiem czy sama bym nie zabłądziła. Telefon z GPS-em, kupiony w ubiegłym roku specjalnie na okazję niezabłądzenia, do tej pory nie doczekał się prowadzenia mnie po nieznanych zakamarkach okolicy. Lenistwo stanęło na drodze, a może kobiece cechy trochę się wykształtowały i zamiast liczyć tylko na siebie, zaczęłam trochę liczyć na panzerniaka. Nie wiem czy słusznie, dlatego dziś postaram się ściągnąć oprogramowanie na telefon i zrobić z niego użytek.
W spd-ach zaczynam czuć, że mam nogi, a właściwie kolana. Nie wiem czy to zasługa pedałów, czy wczorajszego czeskim piwem popijania kolacji? Cóż jednak niedogodności, kiedy wokół piękne lasy i laski, i ja - laska na sidarce mknęłam (23km/h) przed siebie, a obok panzer na swym lekkim jak piórko, "wymanionym" giancie. Dosiadłam go na chwilę i niech mi mówią, że sam rower nie jeździ! Jeździ kurna, jeździ! Mimo moich kolan z waty nie czułam, że pedałuję. Poczułam za to, kiedy wróciłam na swoją blond laskę. Nie narzekam. Naprawdę nie narzekam, że mam gorszy rower. W ogóle nie narzekam, że muszę zmagać się z jego ciężarem, podczas gdy panzerniakowi sam sprzęt jedzie. W końcu dla niedzielnej rowerzystki taki sprzęt wystarczy. Ambicji na awans do grona kolarzy nie mam. Nawet gdyby jakieś myśli głupie błąkały mi się po głowie, dziś kategorycznie prawda wyszła na jaw. Dzieci mówią prawdę prosto z mostu i dziś dziecko właśnie, patrząc mi w oczy,z rozbrajającym uśmiechem krzyknęło do rodziców: "Rowerzyści"!

ja - wersja grubsza

ja - nieco pocieniona

panzer - z pomniejszonym arbuzem

piórko panzera