Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2011

Dystans całkowity:637.65 km (w terenie 71.00 km; 11.13%)
Czas w ruchu:20:47
Średnia prędkość:23.57 km/h
Maksymalna prędkość:42.24 km/h
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:39.85 km i 2h 04m
Więcej statystyk

Paseczkowanie ...

Poniedziałek, 11 lipca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria solo
... czyli robienie dobrze ścianie, roweru przez to olewanie i kondycji zaniedbywanie ...

Tannenberg w Kamiance, czyli jakie powinny być lekcje historii

Niedziela, 10 lipca 2011 · Komentarze(3)
Niedzielna jazda to brakującej kondycji ciąg dalszy. Znalazła się jednak druga przyczyna takiego stanu rzeczy, nie ma więc co ronić łez nad ostatnim miejscem w peletonie.

Czarnuch, który był moim zimowym kochankiem i nie wyobrażałam sobie życia bez niego, został bezczelnie zdeprecjonowany przez starą szosówkę. Nie łapię na niej formy, bo robię tyle kilometrów ile dziecko na komunijnym, ale kocham pozycję, w której ją dosiadam. Miód, malina i cud razem wzięte - to właśnie to co czuję do swojej pofrytkowej Lost. Całe szczęście, że poprzedni właściciel nie odkrył w niej perełki. Dzięki temu mogę mieć na własność ten uroczy, choć stary, rowerowy gracik :P

No ..., ale wczoraj Perła w domu stała, a Czarnuch zasuwał po piachu, błocie, korzeniach, trawie po pas i nieźle ukrytej pod tym wszystkim historii. Historii konkretnych ludzi, którzy kiedyś kochali się, kłócili, pili piwo i walcząc "za ojczyznę" zakończyli żywot w jakiejś polskiej wsi...Dziś politycy z zaprzyjaźnionych miast upamiętnili ich groby tablicą i kilkoma literami z analfabetu. Z tego samego, z którego korzystają szkolne podręczniki historii. Pokazują jakieś schematyczne mapki i wytłuszczone daty, a milczą o tym co ukryte pod ziemią, pod skórą. Milczą o sednie historii i bezczelnie dopracowują "fakty", przyczyny i skutki do opcji i koncepcji.

Nie lubię nadymanej historii, tak samo jak nadętych ludzi. Lubię historię opowiadaną przez zapaleńców. Nawet jeśli mieszają fakty z emocjami, to co? Lubię jeśli w ludziach żyje coś z tych ludzi, którzy żyli kiedyś. Nie tylko strategie,zwycięstwa i porażki wtedy się liczą, ale konkretny człowiek i jego ostatnie chwile.

To lubię i za to dziękuję. Ważne są tylko rzeczy ważne, resztę można wpakować tam gdzie słońce nie dochodzi, żeby wyszło z tym co wyjść musi ;)

Pępkiem do góry na łonie natury

Sobota, 9 lipca 2011 · Komentarze(0)
Stwierdzam u siebie totalny brak kondycji. Niedawno chwaliłam ciało swoje za niezłe działanie i chyba przechwaliłam. Sypię się. Chyba muszę chodzić z podręczną zmiotką w kieszeni i zmiatać to, co się ze mnie usypie, żeby nie zaśmiecać środowiska.

Niedawno pewna Ania mogła mi wsiąść co najwyżej na koło. Dziś to ja mogę ja w koło cmoknąć. Oj porażka, porażka i żenada ogromna, i na nieustający "pons" policzkowy jazda moja aktualna zasługuje.

Gdyby nie to, że pewne usprawiedliwienia jednak mam (zapuściłam jeden tłuszczowy wałek na brzuchu), to sieknęłabym sobie jakimś ślepakiem w głowę na otrzeźwienie.

No, ale skoro usprawiedliwienie jest, a w konkursie o złote reformy nie wystartowałam, to można było spokojnie poleżeć sobie z rzeczoną Anią i innymi szybciejeżdżącymi na zielonej trawce, pod brzózką, i pogadać blablalogicznie o dupie Maryni i Zdzisia pysiu.

Taki wyjazd pomiędzy nieustającym malowaniem pasków i dopieszczaniem dzieci był prawie lekiem na całe zło zostawania z zadyszką w tyle.

No i co z tego, że po krzywu?

Poniedziałek, 4 lipca 2011 · Komentarze(2)
Niedawno napisałam: "Gdzieś po drodze będzie tęcza, po której przejadę sobie do Ciebie, tak po prostu, nie po krzywu".

Przed chwilą zdałam sobie jednak sprawę, że po tęczy nie da się prosto.

Bałam się wczoraj ruszać tyłka z domu, żeby się nie przemoczył. Lubię deszcz, ale ... nie zawsze mam ochotę wystawiać się na jego pieszczoty.

Skusił mnie jednak obiad (sama wykazuję się w kwestii gotowania leworęcznością i antypatią od pierwszego warzenia)i świeżo wykluta na świat Malwina. Zaryzykowałam więc przemoczenie pampersa i wsiadłam na swoją perełkę.

W jedną stronę kilka przyjemnych kropel spadło mi na nos. Z powrotem nastąpiła kumulacja i dobrała się nie tylko do nosa.

Za to jaką tęczę widziałam, a właściwie dwie. Stanęłam jak głupia i patrzyłam jakbym widziała pierwszy raz. Niby zwykłe fizyczne zjawisko, a magią biło po oczach i malowało na facjacie uśmiech jak u głupiego co do sera ... i chociaż byłam sama, wiem, że na tę tęczę gapił się jeszcze Ktoś, a jeszcze inny Ktoś tę tęczę obiecał. Taki prezent dla dzieci co bez parasola na deszczu, po nocy czekają na dzień.

Zasada prosta - jak jest deszcz to się moknie. Jak w tym deszczu jest POMIDORKOWY kolor - znaczy tęcza na niebie i jest OK, nawet jeśli po krzywu.

Ciemność na rozjaśnienie szarych ...

Niedziela, 3 lipca 2011 · Komentarze(3)
... myśli, które na bezczela zaczęły się cisnąć bez kolejki, bez składu i ładu, za to z dnem potrójnym i niezłą warstwą mułu pomiędzy ...

Czekałam, czekałam i sory Netka ... nie doczekałam się. Pojechałam sama.

Wieczór i noc mają to do siebie, że zamykają najważniejsze pod słońcem dzienne sprawy i otwierają Wszechświat. Z tej perspektywy wszystko wydaje się mniej nadęte, mniej tragiczne, a wręcz groteskowe.

Teologowie i filozofowie - ostatni w rankingu ścigających się szczurów - mają w ciemności czas na podświetlanie myśli i rozbieranie ich do golasa, żeby w dzień ubierać je w farmazony odrobinę strawne dla świata i polerować lakierki gogusiom z kontami pełnymi odwrotnie proporcjonalnie do wartości ich serc.

Nie trzeba ąkać i ękać w nocy. W nocy ęka się, bo się chce i jest to cholernie przyjemne ękanie, zuepłnie inne niż na szklanym ekranie, bo szkłu brakuje trwałości i duszy.

Lubię jeździć nocą i lubię wracać do swojego zaściankowego pokoju, i być sobą bez sztucznych, konturowych kresek, które innym pomagają budować pseudo-definicje "co jest co"?