Wpisy archiwalne w kategorii

1 plus

Dystans całkowity:8233.23 km (w terenie 451.46 km; 5.48%)
Czas w ruchu:354:23
Średnia prędkość:21.78 km/h
Maksymalna prędkość:57.92 km/h
Suma podjazdów:1592 m
Maks. tętno maksymalne:191 (96 %)
Maks. tętno średnie:167 (83 %)
Suma kalorii:9334 kcal
Liczba aktywności:167
Średnio na aktywność:49.30 km i 2h 18m
Więcej statystyk

Przypierdoły jojasa :P

Sobota, 9 lutego 2013 · Komentarze(0)
Dziś z jojasem działo się coś dziwnego, dlatego postanawiam nie za bardzo przejmować się tym, czym dziś uraczył moje wrażliwe na krytykę uszy.

Jojas, ten, który przynajmniej dwa razy przybił mnie dziś antykomplementem (obawiam się, że co najmniej 10 aluzji nie zrozumiałam), zjawił się pod moim i panzera domem, po czym stwierdził, że nas nie ma i pojechał do Netki. Olawszy Netkę, która na nieszczęście zobaczyła go w oknie, stwierdził, że może jednak byliśmy w domu i wrócił do nas. Tymczasem Netka wskoczyła w kurtkę i zapociłaby się na śmierć w oczekiwaniu na resztę "grupy", gdyby nie pomysł, że może pojechać do nas.

Wszyscy więc ZNALEŹLI się u nas.

Jojas na "przeprosiny" znalazł coś w swoim magicznym kuferku. Te przeprosiny to były takie na "zaś" - jak to mawiała onegdaj moja babcia. Splugawił mnie potem. Uznał, że jestem krzywa, że egoistyczna, aspołeczna i będę do końca życia rzeźbić w substancji (o konsystencji od ciekłej do bardzo stałej), której każdy pozbywa się, bo musi, a jedynie koprofagi widzą w niej potencjał.

Także ten - jak to mówią elokwentni - fajna wycieczka była.

A ... i ja, i pazner znów wypiliśmy "pod jemiołami" - i uważam, że to nie rowery wpływają ..., tylko stare podania ludowe rację mają, że kto pod jemiołą, to ... :P

Dobrze, że po barszczyku nie zrobił się barszcz

Piątek, 1 lutego 2013 · Komentarze(0)
Albo się przeziębiłam, albo odzwyczaiłam, albo ... Boli mnie prawie wszystko.
Wczorajsze eksplorowanie ścieżek rowerowych zachęciło nas (mnie i Netkę) do sprawdzenia terenu.
Stan dróg główniejszych - ok.
Pobocze - jeszcze nie przystosowane do jazdy,
Drogi poboczne - mokra ślizgawka - szczególnie po zmroku ...
Ciepło - chociaż wieczorem ręce trochę chłodu złapały.

Mogłyśmy zrobić bardziej konkretny dystans, ale skusił nas barszczyk w Łdziskach.
Do Łodzisk droga wydawała się całkiem przyzwoita, natomiast z powrotem - masakra. Mokro, ślisko i okropnie wolno. No, ale jeśli ma się oświetlenie, które nie spełnia swojej funkcji, czyli widzi się tyle co nic - to trzeba cieszyć się, że po barszczu barszczem się nie stało.

Potrzebuję lepszego oświetlenia!

Jak za starych, dobrych czasów - ŻYCIE JEST PIĘKNE

Czwartek, 31 stycznia 2013 · Komentarze(0)
"Wiesz, dziś jest za ślisko" - bez sensu powiedziała Netka.
"Szkoda" - powiedziałam ja.
"Wiesz, nie ma jak omijać kałuż, samochody chlapią, może jutro?"- znów bez sensu powiedziała Netka
"Hmmmmm, szkoda, no to jutro ... albo wiesz, ja pojadę sprawdzić i Ci powiem później, że można było jeździć" - powiedziałam mądrze ja.
"Nie no, jak sprawdzisz i będzie dobrze, to ja teŻ dołączę" - w końcu mądrze powiedziała Netka.

Pojechałam. Sprawdziłam. Dało się jechać. Wstąpiłam po Netkę. Pojechałyśmy na objazd ostrołęckich ścieżek rowerowych.

Na ścieżkach trochę wody, trochę lodu, trochę wiatru (momentami bardzo silnego), trochę panów na składakach trochę wody z TIR-ów i sporo babskiego bla bla bla

Krążyłyśmy po ścieżkach jak dwa messerschmitt-y niezdecydowane gdzie powinno odbyć się lądowanie. Krążyłyśmy, krążyłyśmy i krążyłyśmy, aż słońce zaszło a my bez oświetlenia znalazłyśmy się na podmiejskiej drodze. Taaaaaa ... drodze! Na ślizgawce, tyle, że było ciemno i nie za bardzo wiedziałyśmy po czym jedziemy.

Poczułam się znów jak jakieś 2 lata temu, kiedy bez wyobraźni i żadnych zahamowań cieszyłyśmy się rowerwaniem jak głupi serem. Nieważna była pogoda, ważne było, że jest rower i chęć jechania. Jechałyśmy więc!

Coś z tamtej jazdy wróciło dziś. Znów poczułam, że kocham czarnucha, że jazda na oślep jest za....jefajna i że życie ma smak, ale żeby to wiedzieć, trzeba życie brać w garść i nigdy nie być obok.

... a i wszelkie znaki na ziemi i niebie mówią, że nie trzeba kończyć tego, co było dobre :)

Z panzernym masterem po lodziku

Wtorek, 29 stycznia 2013 · Komentarze(2)
Po ostatniej dezercji, muszę przyznać, że tym razem Panzer pilnował się nogi wzorowo.

Naprawdę rozumiem, że mężczyźnie potrzebny jest długi łańcuch, żeby miał poczucie wolności. Niestety, jednak od czasu do czasu obowiązek zgodnej jazdy w duecie z połówką jabłka, pomarańczy, śliwki czy czego tam jeszcze zaobrączkowanego, musi być i powinności trzeba stawić czoła. Nawet wtedy, kiedy wspólnie przejechało się ponad 2000 km i co się miało stać, to już się stało. Trudno! Nadgryzło się ciasteczko, trzeba więc przeżuć, przełknąć i nie grymasić. No i delektować się !!! Fajerwerki trwają krótko, więc nie ma co czekać na wielkie łaaaaaaaaaaał, tylko brać co dzień daje - nawet gdyby wydawać się mogło, że zamiast księżniczki węgierski czołgista towarzyszy w podróży :)

Tyle tytułem wstępu ...

Co do rowerowania:
- pogoda była jak najbardziej na tak,
- zasolenie na główniejszych drogach - ok,
- poziom wody w pampersie - znośny,
- towarzystwo - bez opadu szczęki, ale ujdzie,
- boczne drogi mocno jeszcze oblodzone, ale przejezdne.

Minusem było to, że mniej więcej przez połowę drogi miałam widoczność taką jak na zdjęciu poniżej. Winne temu były okulary, które szkła anty-mgielne mają tylko w teorii.

Widząc jako tako, z tendencją do byle jak, miałam momentami trudności, żeby jechać po czymś takim jak poniżej. Tym bardziej, że droga często "spadała" do rowu, a ja razem z nią.

Jechałam na trekingu, który oponami nieźle trzyma się śniegu, a Panzer na łysej kolarce. On dawał radę, ja nie - i to dawało mi do wkur*a + 100, natomiast jemu do męskości + 50 - nie daję mu więcej, żeby nie przesadzić :P



Tutaj zgodnie, że niby sielanka, pomarańcze i te inne bla bla, bleeeee ...

... tylko, ze po powrocie, to ja to coś, co on ma na plecach, będę musiała własnoręcznie czyścić ... a on ... ale i tak lubię :*

To lubię :)

Niedziela, 27 stycznia 2013 · Komentarze(0)
Zima nie jest czasem na rowerowanie!!!

Mądrzy to wiedzą, a głupim nie ma co do głowy wbijać, że kiedy śnieg za oknem i temperatura zjeżdża poniżej zera, to rowerem trzeba wjeżdżać do garażu (jeśli się go ma) i czekać na wiosnę.

... ale, że ja i panzer garażu nie mamy, więc od czasu do czasu wyjeżdżamy, żeby zachłysnąć się zimą i poczuć jak mróz w dupki szczypie.

... mrozowych pieszczot zapragnęli jeszcze jojas, netka i octane. Przy czym jojas i netka ubrali się tak, że mróz spasował w pieszczotach, bo nie mógł przebić się przez tysiące warstw, które na siebie przywdziali.

Było miło kiedy człapaliśmy jak czaple po zaspach, chociaż NIE WSZYSCY! Miras np. umie jeździć :)


Miło było na armatce postać i o odradzaniu się cmentarza posłuchać :) Potem przez płoty niewysokie, ale bardzo podstępne, miło było pojechać, żeby pod górę nie wjechać, bo się panzer jak "krowa na rowie" rozłożył.

Niemiło tylko, że na zdjęciach nie ma jojasa, ale taka dola fotografa :p

Później miło się skończyło, kiedy mróz zaczął dobierać się do mnie, a panzer zamiast stanąć w mojej obronie, zupełnie to zignorował i wybrał najdłuższą drogę do domu.

Na szczęście w domu znów zrobiło się miło, bo czekał tam na nas arsenalik jojasa (spośród czego na szczególną uwagę zasługuje jojasówka o nazwie ""sandały jojaja") i wiśnióweczka made by mamaBasia :)

Kurczę, taką zimę BARDZO LUBIĘ :)

Z lostpanzerem :P

Sobota, 26 stycznia 2013 · Komentarze(0)
Naprawdę nie myślałam, że można zgubić się na Placu Bema ... Krzaków tam trochę rośnie, ale zima w końcu i liście opadły, a Panzerciu jak to Panzerciu - zabłądził, nie widział, zasnął, zamarzł, zerwał się ze smyczy chcąc pobrykać sobie samopas?

... ale masz babo placek - dywersja nie powiodła się. Zabył malczik, że to on klucze dzierży w kieszeni i pomysł na skok w bok kulą w płot jest trafiony. Na myśl o tym co być by mogło gdyby zmarznięta baba "zaperte" drzwi od chałupy zastała - wrócił potulnie do gniazdka :P

Jak za starych, dobrych czasów

Sobota, 5 stycznia 2013 · Komentarze(0)
Super zimowo z Netką, Octanem i Panzerem. Ciężko po długim "nicnierobieniu", ale z dystansem do fi-kołkowania na lodzie, moczenia w pod-lodowych kałużach i formy a'la babcia kapcia.

Szkoda, że tak mało czasu na rower!

Pozszywać stare na Nowy Rok, a dla kirowców kaganiec

Sobota, 8 grudnia 2012 · Komentarze(0)
Ubrana na cebulę wyruszyłam z Netką na Lelis.

Jazda była urozmaicona. Prawie cała drogę do Lelisa trąbiły na nas samochody, że niby ścieżka rowerową powinnyśmy jechać. Ta ścieżka, to pobocze po lewej stronie jezdni i głąby zakółkowe, które zdawały egzamin na prawo jazdy, nie wiedzą, że lewą stroną się nie jeździ? Zawsze w takich sytuacjach ręka unosi mi się do góry, a palce wywijają faucka. Jednak damie nie to przystoi, więc tylko wewnętrzny zgrzyt zębów sygnalizuje, że komuś chciałabym dokopać.

Można by podejść do faktu trąbienia bardziej altruistycznie i podjąć się misji uświadamiania kierowców debili. Jakieś pogadanki można byłoby zorganizować u sołtysa, czy wójta. Cóż jednak robić, kiedy sam imć wójt myśli, że w gminie wybudował ścieżkę dla rowerów. Teraz zostaje niesienie zamiast kaganka oświaty do mrocznych zakątków umysły, nakładanie kagańca ujadającym kierowcom - jednym, magicznym gestem ręki.

Chociaż może to ja nie wiem, że mogę fruwać na rowerze? Może mam taką zdolność, że na dźwięk klaksonu wzbijam się w górę i szybuję dopóki jaśnie samochód nie przejedzie? Może to ja, głąb nieoświecony, jadę prawą stroną drogi, a nie powinnam, bo jadę rowerem, a nie samochodem?

Niczym dziecko we mgle

Czwartek, 29 listopada 2012 · Komentarze(0)
Nocna jazda na kolarce, kiedy śliskie błoto i mgła utrudniają jazdę, to głupota do potęgi n-tej!!!

Biję się w piersi i przyznaję rację, choć z niechęcią, Panzerowi, który mówił, że jazda taka jest niebezpieczna.

Gdyby nie spotkanie oko w oko z TIR-em na rondzie, dzięki któremu mój pampers potencjalnie mógł podwoić swoją objętość, nie miałabym bladego pojęcia, że takie szopki mogą kończyć się rozwaleniem dupki. TIR mruknął na mnie groźnie, mimo, że to ja miałam na rondzie pierwszeństwo, ale kto bydlęciu zabroni? I od tego momentu cała siła ducha uleciała ze mnie zostawiając jakiegoś zawszonego tchórza zamiast ... Jechałam na końcu jak sierota ... a zapomniałam jeszcze dodać, że nie miałam oświetlenia, a była noc :). Znaczy miałam, ale tak jakbym nie miała, bo bateria była na zdechnięciu. Panzer, który światła miał w nadmiarze, jechał sobie na samym przodzie. Inni, którzy światło mieli, też nie byli z tyłu. Wobec tego taplałam się w błocie, o ślepocie i obiecywałam sobie, że nigdy więcej taplać się tak nie będę.

Wymiękam na starość widać. Jeszcze dwa lata temu, samotnie w nocy jeździłam ze słabszym oświetleniem po lodzie i mrozie, ale ... dziś mogę to włożyć między bajki i opowiadać wnukom (tylko czyim?).

Fun-u z jazdy nie było, ale przynajmniej TIR-a chodnikiem nie zostałam - dobre i to!