Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2011

Dystans całkowity:839.96 km (w terenie 25.00 km; 2.98%)
Czas w ruchu:32:42
Średnia prędkość:24.46 km/h
Maksymalna prędkość:45.00 km/h
Liczba aktywności:19
Średnio na aktywność:44.21 km i 2h 02m
Więcej statystyk

Z GjwsD bez GjwsD i wlnięty GPS

Wtorek, 7 czerwca 2011 · Komentarze(2)
Po nocy dzień, a po burzy spokój, więc skorzystać z tej opcji postanowiłam. W mżawce jeszcze wyruszyłam na spotkaniową ławeczkę GjwsD nie spodziewając się zastać tam kogokolwiek. Nie myliłam się ławeczka olana była deszczem i nieobecnością grupy w kasko-kalafiorach.

Podtrzymałam dziś tradycję spotkań o 17.30 i wyruszyłam w stronę Dzbenina. Chwilę wahałam się czy jechać dobrze znaną drogą do Lipianki i wpaść do rodzinki na kawę, czy wyruszyć tam gdzie byłam z grupą, ale sama jeszcze nie byłam.

Opcja druga wygrała. Rewelacyjna świeżość towarzyszyła mi przez całą drogę i oczywiście świerszcze, skowronki, bociany, piękne niebo i cisza. No i oczywiście przedniej jakości asfalt. Znaczy jakość była przednia dopóki asfalt był. W pewnym momencie się urwał, a ja nie wiedziałam gdzie jestem. Nie wzięłam telefonu, żeby wezwać na pomoc jakiegoś Imć Oświeconego znajomością terenu.

Cóż było robić? Nacisnęłam pedały i dalej ścieżyną piaszczystą w las, który to kierunek wydawał się przybliżać mnie do obiadu i domowych pieleszy.
Jednak przybliżał mnie ciut naokoło, o czym poinformowała mnie Pani na Ukrainie wyłaniająca się z tegoż lasu. Zabrała mnie na przejażdżkę powrotną ku właściwej drodze. Prułyśmy 18km/h, a czas umilała rozmowa o przyjemnościach rowerowania.

Po drodze minęłam naszą OCT-ową zdobywczynię pucharów. Rozpromieniona i piękna, zapierniczająca rowerem z wyrazem rozkoszy - natchnęła mnie myślą, że WIELE JESZCZE PRZEDE MNĄ, pomimo, że wiele już za mną i nigdy nic nie wiadomo i git, że właśnie tak :)

Dziś na przykład wyjechałam na 30 km, a zrobiłam 67 i po co mi były te 30-to km plany?

Na dosyt dopełniam się szpinakiem i napojem procentowym. Fajnie, że po drugie wystarczy wyciągną rękę w sklepie, a po pierwsze nie fajnie, że trzeba zrobić samemu, ale ... jak to mówi Netka - NN.

I na koniec końców muszeę to sobie dodać, że okrutnie jestem zadowolona z działalności mojego 40 -letniego organizmu. Po wczorajszym rowero-dreptaniu i dzisiejszym naokołojeżdżeniu stwierdzam, że hoża babka ze mnie jest. Tylko rumieńców brakuje, ale te zawsze da się jakoś załatwić. Sposobów znam kilka;)

Praca

Wtorek, 7 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Padł mi licznik, albo ktoś go padł i przebieg Czarnucha byłby stracony, gdyby nie BS.

Rozruszanie mięśni po wczorajszym bieganiu. Niby nogi nie bolały, a jednak ciut kołkiem stawały.

Do, po, pod, z i bez ... czyli dzienny zlepek

Poniedziałek, 6 czerwca 2011 · Komentarze(2)
Do pracy pojechałam sobie przez Kamiankę. Zamierzałam przez Goworowo, ale jak zwykle ... czas + leń + ja = wiadomo co. Tak, że tak - jakby powiedział to znajomy ...myśli o porannej jeździe w chłodzie spłynęły z potem punktualnie w południe.

Umęczyłam się pedałowaniem pod wiatr. Miał być niby tylko 5 km/h, ale najwyraźniej gdzieś się spóźnił, bo zapierniczał w drugą stronę niż ja jechałam, że aż liście na drzewach wywracały się na lewą stronę.

Był jednak moment bardzo przyjemny, kiedy na chwilę powiał mi w tył. Pedałowanie nie kosztowało nic. W uszach IX Beethovena i tylko skrzydeł zabrakło, żeby odlecieć. Kiedyś nauczę się jeździć bez trzymania ... może wtedy polecę.

Po pracy na chwilę z GjwsD. Podciągnęli mnie do Lipianki, gdzie w rodzinnej (iście) atmosferze zjadłam obiadokolację. Miły powrót z wiatrem i na koniec dnia ... w końcu BIEGANIE. Ponoć udało mi się przebiec 7-8 km (jutro może sprawdzę rowerem) i nie zmęczyć za bardzo. Spociłam się jak nigdy na rowerze. Nogi bolą mnie jak nigdy na rowerze, ale chyba jeszcze spróbuję. Chociaż wstrzymam się do jutra z deklaracją. Ponoć mają mnie dopaść bóle. Uwidzimy - jak to mówi góralka Renia.

Kiedy urosną mi już skrzydła, to polatam może sobie tak, polatam, bo życie jest po to chyba, żeby było fajnie i pełnie i odlotowo, chociaż oczywiście odpowiedzialnie :)

Szczęście to chwila

Niedziela, 5 czerwca 2011 · Komentarze(1)
Diabeł tkwi w szczegółach, a szczęście w chwili, która trawa. Przypomniałam to sobie dzisiaj. Rower pomaga wyrzucić z siebie negatywy, black & whitowe patrzenie i skupić się na prostej czynności i zależności: kręcisz - jedziesz, przestajesz kręcić - stoisz.

Po co otoczki, maski, kostiumy zależnie od okoliczności i wycie do nie wiadomo czego? Meczące to i nieefektywne, chociaż może czasem efektownie wygląda.

Jadę, powoli, żeby nie ominąć więcej ważnych ścieżek - w stronę słońca. Gdzieś po drodze będzie tęcza, po której przejadę sobie do Ciebie, tak po prostu, nie po krzywu.

Setka na relaks

Sobota, 4 czerwca 2011 · Komentarze(2)
Tak, tak ... o to właśnie chodziło. Jazda, muzyka, byczenie na słońcu pępkiem do dołu i do góry, książka i myśli bez uwięzi: że już, że czas goni, że trzeba to i tamto. WOLNOŚĆ.

Poczułam znów tęsknotę za malowaniem. Chciałabym utytłać się w farbach, wdychać terpentynę i dokończyć obrazy, które zaczęłam 2 lata temu.

To było dobry, spokojny dzień - zdecydowanie w stronę słońca :)

Wakacyjne klimaty

Piątek, 3 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Chcę już, natychmiast, w tej chwili - WAKACJI!!!

Dziś poczułam przedsmak, kiedy zamiast jechać przed siebie zrobiłam sobie przystanek na łące ze świerszczami. Niestety nie było moich ulubionych skowronków, ale i tak przed pracą czułam się jak na wakacjach. Tym bardziej, że myśli nafaszerowane były optymistyczna wizją sobotniego wyjazdu na kajaki.

Z kajaków wyszły nici, ale nałykałam się tyle słońca (o czym świadczy moja skóra w kolorach narodowej flagi), że z dobrego nastoju przybijająca wiadomość mnie nie wyprowadziła.


Pojeździłabym sobie jeszcze, ale trzeba podlać przyjaźń jakimś spotkaniem.

No, to do jutra mój rowerku!

Jak kot z pęcherzem na trasie po "lasie" :)

Czwartek, 2 czerwca 2011 · Komentarze(9)
Nosiło mnie dziś (i w sumie nie przeszło)i ta energia musiała mieć gdzieś ujście. Ulotniła się ze mnie na piachach i zasuwaniu z rowerem pod górki, na które nie potrafiłam wjechać. Miło było, ale szybko znudziło mi się kręcenie w kółko po tej samej trasie.

Udało mi się złapać chwilę z ciałem moim osobistym w trawie i wywinąć orła przez ramę - co też spuściło resztę tego co mnie nosiło. W konsekwencji do domu wróciłam (łyśmy) ślimaczym tempem i nie zdążyłam na BIEGANIE, które to sobie obiecałam sprawdzić, po tym gdy ktoś powiedział mi, że mam figurę biegacza, a jeszcze bardziej po tym jak w Hajnówce na półmaratonie wcinałam niedobre mięso z dzika, hasałam przy muzyce i piłam piwo za friko, za jednego półmaratończyka, który musiał uciekać do domowych obowiązków.

W konsekwencji czego - kiedyś sprawdzę, czy mam talent do biegania :, żeby potem w takich imprezach uczestniczyć na własne konto.

Byłam na KaszebeRundzie. Przejechałam 225 km i nic. Zero zabawy. Każdy kolarz w swoją stronę, jakby najważniejsze było jechanie, a nie OKOLICZNOŚCI.

Miało być duuuuuuużo więcej, ale ...

Czwartek, 2 czerwca 2011 · Komentarze(3)
... jak zwykle zabrakło czasu. Przelewy - srewy zabrały mi godzinę przeznaczoną na jazdę.

Stwierdzam jednak, że potrzeba mi sam na sam z rowerem, a właściwie może perwersyjny trójkącik by się przydał - ja+rower+książka - w cykających świerszczami, śpiewających skowronkami i pachnących świeżym sianem okolicznościach przyrody.

Dawno tego nie było, a szansa jest, bo słońce przygrzewa i zaprasza do leniuchowania. Gdyby tylko nie ten cholernie ospały leń, który mi się włącza i nijak nie mogę go zresetować.

Dziś, przed pracą był czas tylko na leniwą rundkę po ścieżkach, które pretendują do rowerowych, ale oczywiście daleko im ...

W stronę słońca

Środa, 1 czerwca 2011 · Komentarze(4)
Kategoria 1 plus, GjwsD
Stęskniłam się za wolnością. Od jakiegoś czasu jeżdżę i nie widzę. Naciskam pedały i jadę przed siebie, ale zmysły nie rejestrują tego co dzieje się wokoło. Jest wiosna, którą uwielbiam, a ja przejeżdżam obok niej obojętnie.

Dziś widziałam jak ciepłe promienie słońca delikatnie muskały dachy domów i odbijały się iskrami w lustrze rzeki. Po spotkaniu, które nigdy nie powinno mieć miejsca - ten widok wprowadził trochę światła do mojej bezwiosennej rzeczywistości.

Pierwszy czerwca - zaczynam wychodzić z doliny w długich cieniach. Zobaczymy gdzie koła poniosą.