Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2013

Dystans całkowity:885.11 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:36:52
Średnia prędkość:24.01 km/h
Maksymalna prędkość:52.67 km/h
Suma podjazdów:1405 m
Maks. tętno maksymalne:183 (96 %)
Maks. tętno średnie:130 (68 %)
Suma kalorii:1164 kcal
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:59.01 km i 2h 27m
Więcej statystyk

Kryterium uliczne w Ostrowi Maz.

Niedziela, 5 maja 2013 · Komentarze(2)
Nie startowałam do tej pory w żadnych zawodach i nie zamierzam, ale kibicowanie jest ok. Można sobie pokrzyczeć do woli, adrenalina też jakaś jest kiedy startują znajomi, no i patrzeć jak inni wypruwają flaki, a osobiste flaki mają się ok - jest miło.

Wybraliśmy się (ja, netka, panzer, jojas, domuradzik), żeby pokibicować domuradzikowi. Miał to być jego pierwszy start - takie sprawdzenie silnej woli na dwa dni przed maturą :)

Mnie od wczoraj nicniechcenie nie przeszło, więc też potrzebowałam silnej woli, żeby wsiąść na rower, ruszać nogami i przekonywać siebie, że mam z tego przyjemność. Jednak perspektywa samotnikowania w domu była mniej atrakcyjna niż wycieczka w fajnym towarzystwie. Miłe towarzystwo nie wpłynęło jednak na lepsze kręcenie zniechęconych do pedałowania nóg moich. Ciągle mi się nie chciało, a górki jakieś na drodze były, więc wyczeczkowanie na rowerze szło mi jak panzer, gdy proszę go o coś pierwszy raz ;)

Suma sumarum - do Ostrowi i z powrotem dojechałam. Pokrzyczałam (nawet niekoniecznie dopingująco, kiedy jakiś pijaczyna wtargnął pod koła ścigantów). Nikogo nie pobiłam, chociaż chęć była.

Napisałabym jeszcze o Netce, która zamiaru startować nie miała, jednak wystartowała; wylądowała w krzakach pokancerowana i zdobyła II miejsce - ale mi się nie chce :)


Panzer i strażacy w Czerwinie


Młody zerwał łańcuch. Jojas się brudził :)


Jojas z aparatem uchwycony


Ściganci 1


Netka na zakręcie


Netka po zakręcie ;)


Ściganci 2


Adrian Bąbel Młody ciśnie:)


Bąbel po wyścigu, ale przed maturą jeszcze

Góreczki upartej Netki :)

Sobota, 4 maja 2013 · Komentarze(1)
Kategoria 1 plus, trening
Netka z uporem Netki ciągnęła mnie i panzera na górki do Łomży. Oczywiście miała coś do kupienia łomżyńskim "centrum handlowym", ale na pewno był to tylko przypadek, że właśnie te, a nie "różańskie" górki jej się marzyły :D

Mnie jeździć się dziś nie za bardzo chciało, więc po głębszym przemyśleniu opcja jazdy samochodem - zamiast rowerem - odpowiadała mi jak najbardziej. Panzerowi odpowiadały raczej górki w Różanie, ale Netka kazała mi go przekonać, więc przekonałam ;)

Samochodem dotelepaliśmy się do Łomży. W spodenkach z pampersami wtelepaliśmy się do galerii handlowej, żeby Netka zakupom mogła uczynić zadość.

... a potem już normalnie, czyli w końcu na rowerach, zaczęliśmy się poruszać ..., ale jak mi się nie chciało. Jeszcze czuję to niechcenie :D

Zanim jednak zaczęliśmy się rozkręcać (po 18 km w Jedwabnem), Netka powiedziała, że wracamy. Chociaż jechać mi się nie chciało, zdziwiłam się nagłą chęcią zrobienia w tył zwrotu.

Z powrotem nic się nie zmieniło: nadal mi się nie chciało, górki dokładnie te same, no może panzer szybciej jechał i kręcił w tę i z powrotem.

Hmmm ... pomimo misięniechcenia i pewnej monotonii w tę i we tę trasy - było miło i "wycieczka się udała":)

Na koniec żołądki dostały pyszne przekąski w fajnej restauracji "Retro".


... wg Netki najładniejszy budynek w miejscowości

... ja wolałam "nie wywoływać wilka z lasu", bo latka swoje mam :)

taka sobie uliczka

Kościół w Jedwabnem

Panzer pędzący z góry, którą aparat zwalcował

Retro rowerek w RETRO

Cholerne psy :/, a ich właściciele to ... (w miejsce kropek wstaw najbardziej niecenzuralne słowo, jakie przychodzi Ci na myśl)

Piątek, 3 maja 2013 · Komentarze(3)
Nie dość, że zostałam wyeksmitowana z domu, bo "faceci" chcieli pogadać bez baby? Nie dość, że padał deszcz i wiatr wiał? Nie dość, że wczoraj na drogę wylazła mi bestia i przeszkodziła dojechać do celu?

Nie dość, że samochody traktowały mnie jak powietrze, w które można prysnąć kałużą, no bo co im zrobię?

Musiały jeszcze wałęsać się psy? ... Musiały? ... Nie można k***a zamknąć furtki, żeby wałęsały się po podwórku właściciela? Żeby jeszcze małe "ujadacze" były, ale nie - musiały to być wielkie, "niemieckie owczary". Chłopu "wolność w swoim domku". Jego psom wolność gdziekolwiek zawędrują, a mnie wk**w niebotyczny i siedzenie odłogiem w domu zostaje.

Nie mam słów na wyrażenie w****a :/, więc odreaguję staropolskim
piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiip.

Z psiurem w "Ganianego zabawa"

Czwartek, 2 maja 2013 · Komentarze(3)
Ogromne dylematy przeżywałam zanim wsiadłam na rower. Pogoda nadawała deszcz od godz. 14.00. W domu straszył bałagan ze wszystkich kątów. Sumienie odzywało się powinnościami żony, że może obiad obiad jakiś upichcić by się w końcu zdało.

Jednak wizja zapierniczania na szmacie, zamiast na rowerze i gmerania przy garach, zamiast pedałowania - wypadła bardziej blado. Wsiadłam i pojechał na przekór dobremu wychowaniu żony i wbrew prognozom pogody.

Już po 5 km pogoda zaczęła mnie moczyć. Jednak nie wyjechałam na 5 km i nie miałam zamiaru wracać do garów. Parłam dzielnie pod wiatr z nadzieją, że z powrotem będzie lżej.

Nadzieja zmalała kiedy z przeciwnej strony minął mnie rowerzysta, który kręcił jakby miał pod górę - a nie miał. Chciałam nawet sprawdzić, czy oby na pewno w obie strony będę miała w mordęwind, ale wrodzona chęć ryzyka nie pozwoliła na babskie wymiękanie. Testosteron szeptał mi do ucha: "Jak w mordę Cię wind, to Ty siebie w tyłek i jazda ku przygodom!"

No to "parłam" samotnie ku przygodzie, która spotkać mnie mogła w pięknym Goworowie. Jednak podstępne siły, które na pewno przeciwko mnie się zmówiły - na drodze ku szczęściu postawiły "bestię". Wyglądała jak pies, ale psem na pewno nie była. Świadczy o tym spryt z jakim odcięła mi wszystkie dwie drogi do mojego celu. Gdyby mogła, zaśmiałaby mi się na pewno prosto w twarz, ale udawała psa, więc tylko z daleka obserwowała moje ruchy i jak szachista uprzedzała je. Chciałam jechać w lewo, ona już tam mknęła. Stanęłam - ona stała i gapiła się na mnie ciekawskimi ślepiami.


... niby jej nie widać, a jest - chowa się za drzewem ... szelma jedna

Zmęczona nierówną walką odcięłam testosteron, odwinęłam rower o 180 stopni i jak baba nacisnęłam na pedały. Mknęłam z wiatrem ku przeznaczeniu szaremu jak dzisiejsza pogoda i papier toaletowy z najniższej półki.


... szaro, głucho, do domu niedaleko

... i dziurawo jak w naszym budżecie :P

... no cóż, idę na rower jeszcze raz :P

Cudniemniodna wycieczka z Panzerem

Środa, 1 maja 2013 · Komentarze(4)
Dzień nie zapowiadał się tak dobrze jakim okazał się później.

Nie mogłam panzerniaka zwlec z łóżka, bo dzień wcześniej, w niezłym wietrze, zrobił stówkę i postanowił wylegiwać się pod kołdrą ile wlezie.

Słońce też nie za bardzo wychylało dzioba spoza chmur ..., ale ... jakoś wygramoliliśmy się z domu i wgramoliliśmy na rowery.


Potem było jak w niebie :) Wolno jak żółwie poruszaliśmy się przed siebie. Nic nie musieliśmy. Nic nas nie goniło. Słońce świeciło, a w kieszeniach było ostatnie 20 zetów do "beztroskiego roztrwonienia", więc roztrwoniliśmy :D.

Jazdy było tyle co wylegiwania na słońcu. Miód, cud, piwo Łomża - to nasi dzisiejsi towarzysze (z tym, że Łomża oczywiście jedna na dwoje, bo roztrwanianie swoje granice ma ;)).


Rozpromieniona ja, bo dobrze jest ...

Rozdziawiony on, bo w końcu może się pobyczyć i nie słuchać blaaaaaaaaaaaablania

Rozanieleni my, bo zieleń wpływa kojąco na nerwy ;)

On tylko tak wygląda ... ale we krwi wszystko OK :)

Cień wymuszonego romansu :D

... nasza traska

... nasza traska

Podobni jak dwie krople wody

Pazner na swoim miejscu - czyli w piaskownicy (a poważnie to eksploruje ;))

traska

traska

żwirownia brzydalna





... w siódmym niebie

Złapałam chwilę, niestety panzerniakowi nasza wycieczka nie zapewniła bikestatsowego "podium"