Pojechałam na lajtową przejażdżkę z nielajtem w środku, żeby lajt poczuć i co? Burza poczęstowała mnie wszystkim co miała najlepsze. No może z wyjątkiem pioruna wycelowanego prosto we mnie. Zagrzmiała niewinnie z daleka. Potem niespodziewanie osaczyła mnie ze wszystkich stron. Zalała mnie ulewą, posiniaczyła gradem, grodziła drogę piorunami i sprowadziła moje serce do stanu, na określenie którego słowo "tchórzostwo" to zwykły eufemizm. Nie wiedziałam czy jak zając mam przycupnąć w polu kukurydzy, czy schować się w lesie, który wydawał się bardziej bezpieczny. Jednak jakieś resztki rozumu krzyczały: "Nie pod drzewem"!
Wybrałam opcję trzecią i prułam w ścianie deszczu drogę do domu. Jednak pioruny pokrzyżowały mi plany waląc w drogę prosto przede mną. Próbowałam pojechać w drugą stronę, bo tam były jakieś domy, ale burza i z drugiej mańki przyłożyła w moją drogę piorunem.
Chciałam usiąść i płakać, ale na mazgajenie się nie było czasu. Pojechałam na spotkanie "oko w oko". Poległam niestety kiedy bezczelne burzysko zaczęło bębnić mnie po kasku gradem wielkości lilipucich jajek. Na szczęście dotarłam do jakiegoś domostwa i tam przemoczona do szpiku, z cieknącym pampersem (nie wiem czy przez deszcz, czy ze strachu)przeczekałam u dobrych ludzi, aż przestanie grzmocić.
... a wydawało mi się, że się burzy nie boję.
Tymczasem moja Połówka, bez strachu i odrobiny deszczu, pedałowała sobie po lepszej stronie Narwi. Gdzie sprawiedliwość?
Chlapa - padający śnieg i błoto na drodze, ale bardzo przyjemnie się jechało. Do pracy miałam mniej czasu niż powinnam mieć, więc "prułam" momentami ponad 25/h. Po pracy odrobinę więcej czasu, więc do domu wróciłam na około. Właściwie to wróciliśmy, bo Pół M. Wspomagacz wyjechał po mnie.
Gdyby nie popołudniowe plany, można by było zrobić kilka km. więcej, bo w końcu poczułam to coś.
... żeby z innej perspektywy popatrzeć na Wielką Niedźwiedzicę.
Wyjechałam w deszczu. Dojechałam późnym wieczorem kiedy słońce przepięknymi odcieniami ochry malowało pomiędzy chmurami swój koncert na dobranoc. Lubię takie niebo: ciemne chmury, czystość i niezliczoną ilość ciepłych barw. To taka pocztówka z dzieciństwa - dziecko uśmiechające się przez łzy - zawsze pożółkła chociaż wiecznie młoda.
W gnieździe, po rowerze przeczytałam książkę, którą należałoby przeczytać, żeby wpełznąć do grona czytaczy obeznanych. Czego oczywiście nie wiedziałam, zanim przeczytałam, bo nie wiem czy wiedząc wcześniej przeczytałabym.
Jestem nieczytaczem z Szamotuł, którzy wzrusza się historią Dzika i jego skarbu.
Co to wszystko ma wspólnego z rowerem i czemu napisałam co napisałam? Ano to, że w budowie podobnam do rowerowej szprychy: prosta i ręcznie trudnowyginanawkółeczko i oczywiście temu, bo nie ma dżemu:P
Niedawno napisałam: "Gdzieś po drodze będzie tęcza, po której przejadę sobie do Ciebie, tak po prostu, nie po krzywu".
Przed chwilą zdałam sobie jednak sprawę, że po tęczy nie da się prosto.
Bałam się wczoraj ruszać tyłka z domu, żeby się nie przemoczył. Lubię deszcz, ale ... nie zawsze mam ochotę wystawiać się na jego pieszczoty.
Skusił mnie jednak obiad (sama wykazuję się w kwestii gotowania leworęcznością i antypatią od pierwszego warzenia)i świeżo wykluta na świat Malwina. Zaryzykowałam więc przemoczenie pampersa i wsiadłam na swoją perełkę.
W jedną stronę kilka przyjemnych kropel spadło mi na nos. Z powrotem nastąpiła kumulacja i dobrała się nie tylko do nosa.
Za to jaką tęczę widziałam, a właściwie dwie. Stanęłam jak głupia i patrzyłam jakbym widziała pierwszy raz. Niby zwykłe fizyczne zjawisko, a magią biło po oczach i malowało na facjacie uśmiech jak u głupiego co do sera ... i chociaż byłam sama, wiem, że na tę tęczę gapił się jeszcze Ktoś, a jeszcze inny Ktoś tę tęczę obiecał. Taki prezent dla dzieci co bez parasola na deszczu, po nocy czekają na dzień.
Zasada prosta - jak jest deszcz to się moknie. Jak w tym deszczu jest POMIDORKOWY kolor - znaczy tęcza na niebie i jest OK, nawet jeśli po krzywu.
... myśli, które na bezczela zaczęły się cisnąć bez kolejki, bez składu i ładu, za to z dnem potrójnym i niezłą warstwą mułu pomiędzy ...
Czekałam, czekałam i sory Netka ... nie doczekałam się. Pojechałam sama.
Wieczór i noc mają to do siebie, że zamykają najważniejsze pod słońcem dzienne sprawy i otwierają Wszechświat. Z tej perspektywy wszystko wydaje się mniej nadęte, mniej tragiczne, a wręcz groteskowe.
Teologowie i filozofowie - ostatni w rankingu ścigających się szczurów - mają w ciemności czas na podświetlanie myśli i rozbieranie ich do golasa, żeby w dzień ubierać je w farmazony odrobinę strawne dla świata i polerować lakierki gogusiom z kontami pełnymi odwrotnie proporcjonalnie do wartości ich serc.
Nie trzeba ąkać i ękać w nocy. W nocy ęka się, bo się chce i jest to cholernie przyjemne ękanie, zuepłnie inne niż na szklanym ekranie, bo szkłu brakuje trwałości i duszy.
Lubię jeździć nocą i lubię wracać do swojego zaściankowego pokoju, i być sobą bez sztucznych, konturowych kresek, które innym pomagają budować pseudo-definicje "co jest co"?
Zwolnienie tempa owocuje. Miałam czas na przejażdżkę z bratanicą. Przebywając z dziećmi, po raz kolejny przekonuję się, że to mali Geniusze Prostoty - czyli czegoś najtrudniejszego pod słońcem.
Jadąc o koło przed małą, usłyszałam: "Ciocia, nie wyprędzaj!" Przypomniała mi się książka Stanisława Hadyny "Gdzie niebo z ziemią graniczy", którą kiedyś tam czytałam. Prosta książka, bez pawich piórek i ekwilibrystyki słowno-logicznej. Tak piękna i prosta jak 5-letnia Izka, która czując, że jadę za prędko utworzyła logiczne słowo NIE WYPRĘDZAJ!
W takich chwilach czuję, że jestem w bajce, która realnie się dzieje, bo prosty, dziecięcy świat - naprawdę istnieje.
Wystarczy nie wyprędzać dziecka z siebie:)
A tak a propos bajek, to obejrzałam sobie "Spacer w chmurach". Że gniot? Że dla bab? Że różowa okładeczka z serduszkiem? Że wali romantyzmem na 1000 km? Że wystarczy mieć korę z małą fałdką tylko, żeby go ZROZUMIEĆ? Mam to w d***e. Kocham ten film za bajkę właśnie i za toast: "A jeśli ..."
Ciekawe czy gdyby człowiekowi dano możliwość urodzić się lub nie, z dołączoną opcją świadomości życia jakie go czeka, przycisnąłby Delete czy Enter ?
Tak mnie jakoś naszło, bo odwiedziłam bratową, której Malwina nie daje spokoju. Pcha się na ten świat jak szalona. Niby ma jeszcze tydzień bimbania w ciepłym i bezpiecznym łonie, a już chce zaczynać outdoorowy hardcor. Po co i ku czemu tak prze? No cóż!One way ticket.Powrotu do łona nie przewidziano:)
A o rowerze ... ogłaszam zawieszenie dłuższej na nim jazdy dopóki krągłości, które miałam i tak w deficycie, nie wypełnią poprzednio zajmowanego miejsca w przestrzeni.
Muszę jednak przyznać, że jadąc dziś z wiatrem czułam tę jedyną w swoim rodzaju rozkosz, z powodu której- mając wybór - nacisnęłabym ENTER.
Szkoda, że nie mogę szarżować na rowerze, bo czas się ku temu wykluł akurat. Zaczynam szarżę na balerony, smalce,golonki i wszelkie tłustości, żeby upaść się jak prosię i znów mieć co spalać na rowerze.
"A ja jestem proszę pana na zakręcie
Choć gdybym chciała bym się urządziła
Już widzę pieska bieska stół
Wystarczy żebym była mila" - A. Osiecka
No i się urządziłam ;) - I.P.-R.