Wpisy archiwalne w kategorii

takie sobie rowerowanie

Dystans całkowity:7753.97 km (w terenie 421.46 km; 5.44%)
Czas w ruchu:333:33
Średnia prędkość:21.54 km/h
Maksymalna prędkość:49.50 km/h
Suma podjazdów:1519 m
Maks. tętno maksymalne:191 (96 %)
Maks. tętno średnie:167 (83 %)
Suma kalorii:10567 kcal
Liczba aktywności:190
Średnio na aktywność:40.81 km i 1h 58m
Więcej statystyk

Z "łysym" Panzerem po pracy rekreejszyn

Poniedziałek, 22 kwietnia 2013 · Komentarze(2)
Trochę wiało kiedy wracałam z pracy, więc ochoty zbytniej nie miałam, żeby wskakiwać w rowerowe ciuchy, ale ..., żeby nie "spasztetnieć" bardziej wyciągnęłam Paznerniaka i pojechaliśmy tam, gdzie on już dziś był, a mnie się chciało, bo dawno nie byłam.

Pogoda śliczna (gdyby nie wiatr - byłaby cudowana). Światło przepiękne. Ciepłe. Długie cienie. Słońce jak pomarańczowy odyniec nad tyłeczkiem Panzera. Cud, miód, tylko Łomży miodowej brakowało do pełni szczęścia :)

ODWOŁUJĘ CO PRZED CHWILĄ NAPISAŁAM !!!

Przed chwilą zobaczyłam Pznzera w łysej krasie i stwierdzam, że zgrzewka miodowej by się przydała, żeby zneutralizować szok jakiego doznałam!!!

Co on ze sobą ku**a zrobił? Palma mu odbiła i wyrosła zamiast mózgu i tego co zazwyczaj rośnie na MĘŻCZYŹNIE.

Na wycieczce nie zdawałam sobie jeszcze sprawy z tego, że to co widzę, to jeszcze nie to co zobaczę i dlatego minęła sielsko-anielsko z delektowaniem się wieczornym słońcem i wiosennym ciepłem.


Panzer oświecony



Cmentarz żołnierzy niemieckich z I wojny światowej w Zapiecznych

Krzyż, przy którym "urządzono" cmentarz

Pasztet podlaski nie podjechał 13-nastki

Niedziela, 21 kwietnia 2013 · Komentarze(0)
Nieśpiesznie, niedzielnym popołudniem, wybraliśmy się do Różana na 13-nastkę. Niekoniecznie miałam zamiar podjechać, bo czas nie po temu za bardzo był ... ale myślałam, że jak zachce mi się wjechać, to wjadę - bo mogę.

Guzik! Zachciało się, ale zdjęcie najpierw zrobić, a potem na pedał i do góry przeć, a tu ściana. Z góry wataha "młodych wilków" szczerzyła kły w śmiechu, że baba w kasku na rowerze na "ich różańską trzynastkę chce wjechać", z boku matka do dziecka krzyczała: "patrz, chyba nie wjedzie" - no i kurna NIE WJECHAŁAM!

Dzień wcześniej niemal obraziłam się na Panzera, że nazwał mnie Pasztetem Podlaskim, ale MIAŁ RACJĘ. Tylko pasztety (Domuradziki i jojasy) nie podjeżdżają tej trzynastki :) Wlazłam więc z rowerem na ową "góreczkę" jak ostatni patałach.

No, ale za to wycieczka była cudowna. Nawet to, że wiał spory wiatr nie przeszkadzało, bo Przemek cały czas jechał z przodu i zasłaniał mnie swoimi "jeszcze" męskimi barami (dzień później przekonałam się, że te same bary bez włosów na nogach do pary, ujmują prawie 100% z męskości :P)

Neśpiesznym tempem, ze sporą ilością posiadówek - porowerowaliśmy trochę w Panzerteamie :) - to lubię!














Praca, patronaż po i pierwszy -późny tysiąc w tym roku :)

Wtorek, 16 kwietnia 2013 · Komentarze(0)
We wtorki mam ultra lekką i krótką pracę, dlatego postanowiłam zawitać w niej rowerem. Po pracy byłam umówiona na netkowy patronaż za Dabrówką. pogoda zapowiadała się iście wiosenna, więc nic, tylko REALIZOWAĆ PLANY :)

A tu kicha! Rano szyja odmówiła posłuszeństwa i bolała jak cholera. Na dodatek usztywniła mnie jędza! Wściekłam się, bo pokrzyżowała mi plany.

Dzień z rowerem miał być przeżyty na rowerowym głodzie. Wnerwienie potęgował jeszcze fakt, że Panzer pojechał sobie na Mazury i miał w planach kilkadziesiąt kilometrów rowerowania. A ja prawie niepełnosprawna miałam zasuwać do pracy (no i co z tego, że lajtowej?).

Postanowiłam jednak zaryzykować jazdę. Natarłam się "antybólem", owinęłam jak babcia chustą i w nadziei czekałam, że MUSI przejść.

Nie przeszło, ale pojechałam. Najpierw jak zółw powoli, z ogromną nieśmiałością i uczuciem bólu przy każdej nierówności "ścieżki rowerowej". Potem trochę odważniej, ale sztywno, jakbym połknęła kij od szczotki (dziwna postawa na kolarce :)).

Jadę pełna sztywności i powolności ścieżką do pracy swojej, a tu jakiś cham trąbi na mnie z samochodu (myślałam, że nabija się z mojej wspaniałej postawy). Olałam chama i jechałam dalej. Cham jednak nie dał za wygraną i wtelepał się na ścieżkę rowerową (była zatoczka dla samochodów. Myślę: "Zwolnię, to cham w zatoczkę się zdąży wgramolić". Jednak cham stanął centralnie na środku drogi mojej i zaczął szczerzyć do mnie zęby. Już z ryja mego ulewało mi się: "KUR*a mać" i ryj wykrzywił się w złośliwym uniesieniu, kiedy zobaczyłam oznaczenie samochodu i dotarło do mnie: "Ja tego chama znam." "Cześć jojasu, jak miło Cię widzieć" - wykrzyczałam. I szczera prawda to była, bo za tym cha*em niechamem już się odrobinę stęskniłam :)

Ustaliwszy, że chamem okazałam się ja - biorąc ludzką sympatię za najgorszą złośliwość i ciskając mentalne gromy w stronę najsympatyczniejszego (choć wrednego niemiłosiernie) człowieka na ziemi - pojechałam pracować.

Praca minęła niezauważenie. Szyi stan uległ poprawie.
Piękna pogoda była nadal. Założyłam na się super lansiarskie - różowe wdzianko Panzera (w którym wyglądałam o niebo lepiej niż on - widziałam sama i powiedziała mi Netka) pojechałam z Netką za Dąbrówkę (na patronaż -cokolwiek to znaczy).

Podczas wyjazdu okazało się, że:

- Netka nie boi się wcale tak bardzo psów jak udaje :) (nie zdążyłam tego uwiecznić, bo psy zbiegły się do mnie).
- Na kolarce jeździ się o wiele szybciej i lżej niż na góralu ;).
- Pod wiatr nie jedzie się przyjermnie :), a z wiatrem owszem tak.
- Nie wszystkie psy gryzą, ale ja i tak ich się boję (i to nie jest smieszne - Netka przerzuciła na mnie swój strach).




Mój rower wśród psów, kóre bardziej są zainteresowane sobą niż mną, ale i tak STRACHA mam.

Faceci z zimnymi ... ;P

Poniedziałek, 15 kwietnia 2013 · Komentarze(2)
(Ostrołęka, Łęg, Lelis, Ostrołęka)

Na rozluźnienie mięśni po wczorajszej jeździe umówiliśmy się z Netką i Domuradzikiem. Niestety Netka "nie wypaliła", a szkoda, bo jazda była krótka, niespieszna, bez marudzeń i z pięknymi, wiosennymi widokami.

Niespieszna dla mnie i Panzera. Domuradzik zalożył krótkie gacie i myślał, że wyprędzając podgrzeje trochę temperaturę. Niestety, wiosna wystrychnęła Młodego na dudka i przymroziła mu nagie łydy, a i rąk nie oszczędziła, bo zachciało mu się w letnich rękawiczkach jechać.

Zresztą starszy nieco Panzer, podobną głupotę popełnił myśląc, że jak słońce trochę zza chmur wyziera, to ciepło. Zmarzło mu przez to myślenie "siedzenie" i ... (do rymu ;). Wrócił więc panzerniak do domu z fistaszkami w zgrabiałych dłoniach :P, bo nie posłuchał rad MĄDREJ i przezornej Mnie :)


Mój Szczerbiec Osobisty

Jeszcze udają, że wszystko ok, ale CO NIECO już marznie

Biorą kałużę z zaskoku ;)