Wpisy archiwalne w kategorii

takie sobie rowerowanie

Dystans całkowity:7753.97 km (w terenie 421.46 km; 5.44%)
Czas w ruchu:333:33
Średnia prędkość:21.54 km/h
Maksymalna prędkość:49.50 km/h
Suma podjazdów:1519 m
Maks. tętno maksymalne:191 (96 %)
Maks. tętno średnie:167 (83 %)
Suma kalorii:10567 kcal
Liczba aktywności:190
Średnio na aktywność:40.81 km i 1h 58m
Więcej statystyk

Z psiurem w "Ganianego zabawa"

Czwartek, 2 maja 2013 · Komentarze(3)
Ogromne dylematy przeżywałam zanim wsiadłam na rower. Pogoda nadawała deszcz od godz. 14.00. W domu straszył bałagan ze wszystkich kątów. Sumienie odzywało się powinnościami żony, że może obiad obiad jakiś upichcić by się w końcu zdało.

Jednak wizja zapierniczania na szmacie, zamiast na rowerze i gmerania przy garach, zamiast pedałowania - wypadła bardziej blado. Wsiadłam i pojechał na przekór dobremu wychowaniu żony i wbrew prognozom pogody.

Już po 5 km pogoda zaczęła mnie moczyć. Jednak nie wyjechałam na 5 km i nie miałam zamiaru wracać do garów. Parłam dzielnie pod wiatr z nadzieją, że z powrotem będzie lżej.

Nadzieja zmalała kiedy z przeciwnej strony minął mnie rowerzysta, który kręcił jakby miał pod górę - a nie miał. Chciałam nawet sprawdzić, czy oby na pewno w obie strony będę miała w mordęwind, ale wrodzona chęć ryzyka nie pozwoliła na babskie wymiękanie. Testosteron szeptał mi do ucha: "Jak w mordę Cię wind, to Ty siebie w tyłek i jazda ku przygodom!"

No to "parłam" samotnie ku przygodzie, która spotkać mnie mogła w pięknym Goworowie. Jednak podstępne siły, które na pewno przeciwko mnie się zmówiły - na drodze ku szczęściu postawiły "bestię". Wyglądała jak pies, ale psem na pewno nie była. Świadczy o tym spryt z jakim odcięła mi wszystkie dwie drogi do mojego celu. Gdyby mogła, zaśmiałaby mi się na pewno prosto w twarz, ale udawała psa, więc tylko z daleka obserwowała moje ruchy i jak szachista uprzedzała je. Chciałam jechać w lewo, ona już tam mknęła. Stanęłam - ona stała i gapiła się na mnie ciekawskimi ślepiami.


... niby jej nie widać, a jest - chowa się za drzewem ... szelma jedna

Zmęczona nierówną walką odcięłam testosteron, odwinęłam rower o 180 stopni i jak baba nacisnęłam na pedały. Mknęłam z wiatrem ku przeznaczeniu szaremu jak dzisiejsza pogoda i papier toaletowy z najniższej półki.


... szaro, głucho, do domu niedaleko

... i dziurawo jak w naszym budżecie :P

... no cóż, idę na rower jeszcze raz :P

Cudniemniodna wycieczka z Panzerem

Środa, 1 maja 2013 · Komentarze(4)
Dzień nie zapowiadał się tak dobrze jakim okazał się później.

Nie mogłam panzerniaka zwlec z łóżka, bo dzień wcześniej, w niezłym wietrze, zrobił stówkę i postanowił wylegiwać się pod kołdrą ile wlezie.

Słońce też nie za bardzo wychylało dzioba spoza chmur ..., ale ... jakoś wygramoliliśmy się z domu i wgramoliliśmy na rowery.


Potem było jak w niebie :) Wolno jak żółwie poruszaliśmy się przed siebie. Nic nie musieliśmy. Nic nas nie goniło. Słońce świeciło, a w kieszeniach było ostatnie 20 zetów do "beztroskiego roztrwonienia", więc roztrwoniliśmy :D.

Jazdy było tyle co wylegiwania na słońcu. Miód, cud, piwo Łomża - to nasi dzisiejsi towarzysze (z tym, że Łomża oczywiście jedna na dwoje, bo roztrwanianie swoje granice ma ;)).


Rozpromieniona ja, bo dobrze jest ...

Rozdziawiony on, bo w końcu może się pobyczyć i nie słuchać blaaaaaaaaaaaablania

Rozanieleni my, bo zieleń wpływa kojąco na nerwy ;)

On tylko tak wygląda ... ale we krwi wszystko OK :)

Cień wymuszonego romansu :D

... nasza traska

... nasza traska

Podobni jak dwie krople wody

Pazner na swoim miejscu - czyli w piaskownicy (a poważnie to eksploruje ;))

traska

traska

żwirownia brzydalna





... w siódmym niebie

Złapałam chwilę, niestety panzerniakowi nasza wycieczka nie zapewniła bikestatsowego "podium"

Stare pojazdy ... dobre są, że nie są młode :)

Sobota, 27 kwietnia 2013 · Komentarze(2)
Wycieczka zaplanowana na jutro, dziś miała być króciusieńka przejażdżka, żeby pooglądać stare samochody na zlocie ich miłośników i użytkowników.

Kiedyś miałam okazję jeździć "rekinem", który był moim równolatkiem i stwierdzam, że jazda czymś takim do komfortowych nie należy - szczególnie na bezdrożach, gdzie zawieszenie haczy o wszystko możliwe i niemożliwe wydaje się dobrnięcie do celu.

... no, ale pooglądać można ...

Pojechaliśmy więc z Młodym pooglądać. Do oglądania było całe mnóstwo kilku samochodów i ciut więcej motocykli jak z filmu o pancerniakach.



Panzer - koneser staroci (antykami dla bardziej kulturalnych zwanymi)- zaglądał ciekawie do środka, jakby się chciał przekonać czy odnowiona karoseria zapowiada komfortową jazdę :D



... ja wiem, że wypacykowanie na zewnątrz, pozostaje tylko na zewnątrz, a reszta, to ... swoje lata ma :P



Nie mniej jednak ... taki trabancik ... cóż mu zarzucić można? Panzer lubi trabanciki :D





Gdyby lubić przestał, to ... numer tutaj, na BS, dla niego na wszelki wypadek zostawiam :)



W razie wyższej potrzeby zawsze można liczyć na sprzęt cięższy ;)


Póki co jednak, rad nie rad, rower mój na 4-te piętro taszczy, żeby po trudach lajtowej wycieczki posilić się pysznymi kopytkami ulepionymi rekami KOCHANEJ teściowej :)

Miała być czwartkowa przejażdżka, ale ... przeszkodziły światła

Czwartek, 25 kwietnia 2013 · Komentarze(2)
Na drugą (w tym roku) czwartkową przejażdżkę postanowiłam jechać. Próbowałam wyciągnąć Panzera, ale mimo gróźb, próśb i obietnic, że ... - nie dałam rady. Wolał męskie towarzystwo, cztery kółka i bunkry w Nowogrodzie. Zupełnie nie rozumiem dlaczego ;)

Pod sceną przy Kupcu siedziała spora grupka rowerzystów, więc zapowiadała się lajtowa jazda na czyimś kole.

Niestety na pierwszym skrzyżowaniu czerwone światło odcięło mnie, netkę i jojasa od reszty, i tak już zostało do końca wycieczki. Próbowaliśmy dogonić grupę, ale nadaremnie, bo nie bardzo wiedzieliśmy gdzie popedałowała.

Kiedy jojasowi rozpierniczył się łańcuch wiadomo było, że grupa sobie, a my sobie pojedziemy hen ...

Jojas zamiast chodnikiem dreptać jak na dostojnego pana przystało, zasuwał na rowerze niczym na hulajnodze ulicami, pomiędzy samochodami, jakby w ogóle braku łańcucha nie odczuwał.

Chciałam zrobić zdjęcie, ale niestety moje synapsy nie stykały za bardzo widząc "biegnącego" na rowerze jojasa. Były w głębokim szoku. To jedyne wytłumaczenie na to, że zapomniałam jak robi się zdjęcia.

Po "biego-rowerowej" akcji jojas łańcuch skuł, netka wyżarła galaretkę, ja zawstydziłam się "domowym bałaganem" i pojechalismy na wycieczkę :)

... to była najlepsza czwartkowa przejażdżka, na której byłam :)

... w sumie powinnam podziękować organizatorom, że naszą trójkę zostawili :D


Jojas ładuje rowerową tajną broń ;)

Jojas trafia w ...

Jojas wypatrzył KANADYJSKIEGO bobra w rzece. My widziałyśmy tylko wodę :)

W pogoni za bobrem :D

A może to nie bóbr, tylko grzyby "wyrośli"?

W gonitwie za zachodzącym słońcem, które netka chciała wziąć w garść, ale słońce się wypięło i zaszło ... trafiliśmy na bezdroża. Jojas mówił, że to pomysł nie za bardzo, ale my, że i owszem i jechaliśmy w piachu po kolana. Panzer był tym zachwycony :D. Dzień wcześniej wyczyścił mi napęd w Sidarce.

Skoro słońca nie udało się przydybać, "dybnęłyśmy" księżyc ;)

Przed pracą

Środa, 24 kwietnia 2013 · Komentarze(0)
Ostrołęka - Łęgi - Dąbrówka - Grale - Kadzidło - Tatary - Lelis - Ostrołęka

"Ciekawe gdzie jedziemy?" - podrapał się w głowę Panzer kiedy byliśmy sporo km od domu. Na co ja chciałam wracać, bo wycieczkowaliśmy przed moją pracą, a spóźnić się ani chciałam, ani mogłam.

"Zaręczam, że zdążysz" - stanowczo powiedział Szemek. Ze stanowczością nie ma co dyskutować, nawet jeśli w głowie kłębią się wątpliwości i wizje "co będzie, jeśli ...?"

Jechaliśmy więc sobie pod wiatr ze średnią żółwia - najpierw znanymi drogami, potem jakąś trasą, którą ja może jechałam (ale i tak nie pamiętam), a Przemek jeszcze nie jechał - chyba.

Dla mnie wszystkie drogi (oprócz drogi na Goworowo) wyglądają tak samo, ale jeśli Panzer mówi, że nie za bardzo wie gdzie jest i zastanawia się czy włączyć GPS - to znaczy, że niedaleko Ostrołęki jest jeszcze coś do odkrycia.

Szkoda, że mieliśmy tam mało czasu, bo było naprawdę pięknie. Zachciało nam się nawet rannych "treningów". Jednak jak znam nas trochę, to raczej będziemy "komarzyć" pod kołdrą, a na rowerach o szóstej rano będą "pedałowały" tylko nasze marzenia.

... ale kto wie? może pokonamy kiedyś lenia i wyruszymy bladym świtem w siną dal ...?




Panzerny Leniwiec

... ja

rowery nasze dwa

gdzieś ...

... prawdopodobnie w stronę Kadzidła (okazało się, że tak :)

Po pracy :)

Środa, 24 kwietnia 2013 · Komentarze(0)
Nocna jazda miała być do Lelisa, ale niestety na drodze stanęła chmara psów i trza było zmienić plany.

Zmieniłyśmy (ja i Netka) je na ścieżki dziurawe jak ser. Gdyby nie one, chyba zasnęłabym na rowerze i nie dlatego, że "opowieściom" harpaganowym cokolwiek brakowało :).

Chyba pełnia (albo prawie pełnia) dobrała się do mnie i zrobiła ze świadomości obszar niezdobyty jedną przytomną myślą. Czułam się jak marionetka pociągana za sznurki. Czem prędzej chciałam wracać do domu, żeby wskoczyć prosto do łóżka i senności swojej uczynić zadość.

Na drodze do łóżka stanęły jednak porozrzucane pudła panzerniaka. Zrobił to na pewno specjalnie, żeby opóźnić lądowanie bezwładnej niemal mnie w ciepłych pieleszach.

Skoro ustaliłam, że specjalnie. Wysłałam wiadomość do mózgu, który ostatkiem sił wymamrotał: "PANZEROWI należy się Z*eb!" Wykrzesałam ostatki energii (nie mogłam przecież zawieść ślubnego) i uczyniłam krzyk o pudła pod nogami, rozpierniczyłam co było do rozpierniczenia i opierniczenia, i położyłam się grzecznie spać :)