Popas przerywany jazdą

Niedziela, 10 lutego 2013 · Komentarze(1)
W dobrym towarzystwie, z uśmiechem na twarzy i krzesaniem "zdechłej iskry" na nowo - upłynęła niedziela.

Tylko Netce chciało się jeździć. Panzer i Octan protestowali. Ja byłam neutralna. Wygrała Netka - trochę jeździliśmy, ale tak jak kiedyś spooooooooro czasu spędziliśmy na popasach "Pod Jemiołami" i w kadzidlańskiej pizzerii.

Szkoda, że niedługo nie będzie z nami wujka Octana. Już żaden popas nie będzie smakował tak samo. No, ale siła wyższa! Będziemy musieli trenować, żeby raz w roku przejechać 300 km i nawiedzić starego, dobrego kompana, który pokazał nam, że rower to niezła zabawa, przygoda i przede wszystkim metoda na "niespinanie pośladów" w gonitwie po laur.

Prawie wszyscy na popasie robi wielką różnicę - brakuje Octanowej świni, Intensa lub Radona ... ale nie beczeć! To takie babskie!

Przypierdoły jojasa :P

Sobota, 9 lutego 2013 · Komentarze(0)
Dziś z jojasem działo się coś dziwnego, dlatego postanawiam nie za bardzo przejmować się tym, czym dziś uraczył moje wrażliwe na krytykę uszy.

Jojas, ten, który przynajmniej dwa razy przybił mnie dziś antykomplementem (obawiam się, że co najmniej 10 aluzji nie zrozumiałam), zjawił się pod moim i panzera domem, po czym stwierdził, że nas nie ma i pojechał do Netki. Olawszy Netkę, która na nieszczęście zobaczyła go w oknie, stwierdził, że może jednak byliśmy w domu i wrócił do nas. Tymczasem Netka wskoczyła w kurtkę i zapociłaby się na śmierć w oczekiwaniu na resztę "grupy", gdyby nie pomysł, że może pojechać do nas.

Wszyscy więc ZNALEŹLI się u nas.

Jojas na "przeprosiny" znalazł coś w swoim magicznym kuferku. Te przeprosiny to były takie na "zaś" - jak to mawiała onegdaj moja babcia. Splugawił mnie potem. Uznał, że jestem krzywa, że egoistyczna, aspołeczna i będę do końca życia rzeźbić w substancji (o konsystencji od ciekłej do bardzo stałej), której każdy pozbywa się, bo musi, a jedynie koprofagi widzą w niej potencjał.

Także ten - jak to mówią elokwentni - fajna wycieczka była.

A ... i ja, i pazner znów wypiliśmy "pod jemiołami" - i uważam, że to nie rowery wpływają ..., tylko stare podania ludowe rację mają, że kto pod jemiołą, to ... :P

Dobrze, że po barszczyku nie zrobił się barszcz

Piątek, 1 lutego 2013 · Komentarze(0)
Albo się przeziębiłam, albo odzwyczaiłam, albo ... Boli mnie prawie wszystko.
Wczorajsze eksplorowanie ścieżek rowerowych zachęciło nas (mnie i Netkę) do sprawdzenia terenu.
Stan dróg główniejszych - ok.
Pobocze - jeszcze nie przystosowane do jazdy,
Drogi poboczne - mokra ślizgawka - szczególnie po zmroku ...
Ciepło - chociaż wieczorem ręce trochę chłodu złapały.

Mogłyśmy zrobić bardziej konkretny dystans, ale skusił nas barszczyk w Łdziskach.
Do Łodzisk droga wydawała się całkiem przyzwoita, natomiast z powrotem - masakra. Mokro, ślisko i okropnie wolno. No, ale jeśli ma się oświetlenie, które nie spełnia swojej funkcji, czyli widzi się tyle co nic - to trzeba cieszyć się, że po barszczu barszczem się nie stało.

Potrzebuję lepszego oświetlenia!

Jak za starych, dobrych czasów - ŻYCIE JEST PIĘKNE

Czwartek, 31 stycznia 2013 · Komentarze(0)
"Wiesz, dziś jest za ślisko" - bez sensu powiedziała Netka.
"Szkoda" - powiedziałam ja.
"Wiesz, nie ma jak omijać kałuż, samochody chlapią, może jutro?"- znów bez sensu powiedziała Netka
"Hmmmmm, szkoda, no to jutro ... albo wiesz, ja pojadę sprawdzić i Ci powiem później, że można było jeździć" - powiedziałam mądrze ja.
"Nie no, jak sprawdzisz i będzie dobrze, to ja teŻ dołączę" - w końcu mądrze powiedziała Netka.

Pojechałam. Sprawdziłam. Dało się jechać. Wstąpiłam po Netkę. Pojechałyśmy na objazd ostrołęckich ścieżek rowerowych.

Na ścieżkach trochę wody, trochę lodu, trochę wiatru (momentami bardzo silnego), trochę panów na składakach trochę wody z TIR-ów i sporo babskiego bla bla bla

Krążyłyśmy po ścieżkach jak dwa messerschmitt-y niezdecydowane gdzie powinno odbyć się lądowanie. Krążyłyśmy, krążyłyśmy i krążyłyśmy, aż słońce zaszło a my bez oświetlenia znalazłyśmy się na podmiejskiej drodze. Taaaaaa ... drodze! Na ślizgawce, tyle, że było ciemno i nie za bardzo wiedziałyśmy po czym jedziemy.

Poczułam się znów jak jakieś 2 lata temu, kiedy bez wyobraźni i żadnych zahamowań cieszyłyśmy się rowerwaniem jak głupi serem. Nieważna była pogoda, ważne było, że jest rower i chęć jechania. Jechałyśmy więc!

Coś z tamtej jazdy wróciło dziś. Znów poczułam, że kocham czarnucha, że jazda na oślep jest za....jefajna i że życie ma smak, ale żeby to wiedzieć, trzeba życie brać w garść i nigdy nie być obok.

... a i wszelkie znaki na ziemi i niebie mówią, że nie trzeba kończyć tego, co było dobre :)

Z panzernym masterem po lodziku

Wtorek, 29 stycznia 2013 · Komentarze(2)
Po ostatniej dezercji, muszę przyznać, że tym razem Panzer pilnował się nogi wzorowo.

Naprawdę rozumiem, że mężczyźnie potrzebny jest długi łańcuch, żeby miał poczucie wolności. Niestety, jednak od czasu do czasu obowiązek zgodnej jazdy w duecie z połówką jabłka, pomarańczy, śliwki czy czego tam jeszcze zaobrączkowanego, musi być i powinności trzeba stawić czoła. Nawet wtedy, kiedy wspólnie przejechało się ponad 2000 km i co się miało stać, to już się stało. Trudno! Nadgryzło się ciasteczko, trzeba więc przeżuć, przełknąć i nie grymasić. No i delektować się !!! Fajerwerki trwają krótko, więc nie ma co czekać na wielkie łaaaaaaaaaaał, tylko brać co dzień daje - nawet gdyby wydawać się mogło, że zamiast księżniczki węgierski czołgista towarzyszy w podróży :)

Tyle tytułem wstępu ...

Co do rowerowania:
- pogoda była jak najbardziej na tak,
- zasolenie na główniejszych drogach - ok,
- poziom wody w pampersie - znośny,
- towarzystwo - bez opadu szczęki, ale ujdzie,
- boczne drogi mocno jeszcze oblodzone, ale przejezdne.

Minusem było to, że mniej więcej przez połowę drogi miałam widoczność taką jak na zdjęciu poniżej. Winne temu były okulary, które szkła anty-mgielne mają tylko w teorii.

Widząc jako tako, z tendencją do byle jak, miałam momentami trudności, żeby jechać po czymś takim jak poniżej. Tym bardziej, że droga często "spadała" do rowu, a ja razem z nią.

Jechałam na trekingu, który oponami nieźle trzyma się śniegu, a Panzer na łysej kolarce. On dawał radę, ja nie - i to dawało mi do wkur*a + 100, natomiast jemu do męskości + 50 - nie daję mu więcej, żeby nie przesadzić :P



Tutaj zgodnie, że niby sielanka, pomarańcze i te inne bla bla, bleeeee ...

... tylko, ze po powrocie, to ja to coś, co on ma na plecach, będę musiała własnoręcznie czyścić ... a on ... ale i tak lubię :*

To lubię :)

Niedziela, 27 stycznia 2013 · Komentarze(0)
Zima nie jest czasem na rowerowanie!!!

Mądrzy to wiedzą, a głupim nie ma co do głowy wbijać, że kiedy śnieg za oknem i temperatura zjeżdża poniżej zera, to rowerem trzeba wjeżdżać do garażu (jeśli się go ma) i czekać na wiosnę.

... ale, że ja i panzer garażu nie mamy, więc od czasu do czasu wyjeżdżamy, żeby zachłysnąć się zimą i poczuć jak mróz w dupki szczypie.

... mrozowych pieszczot zapragnęli jeszcze jojas, netka i octane. Przy czym jojas i netka ubrali się tak, że mróz spasował w pieszczotach, bo nie mógł przebić się przez tysiące warstw, które na siebie przywdziali.

Było miło kiedy człapaliśmy jak czaple po zaspach, chociaż NIE WSZYSCY! Miras np. umie jeździć :)


Miło było na armatce postać i o odradzaniu się cmentarza posłuchać :) Potem przez płoty niewysokie, ale bardzo podstępne, miło było pojechać, żeby pod górę nie wjechać, bo się panzer jak "krowa na rowie" rozłożył.

Niemiło tylko, że na zdjęciach nie ma jojasa, ale taka dola fotografa :p

Później miło się skończyło, kiedy mróz zaczął dobierać się do mnie, a panzer zamiast stanąć w mojej obronie, zupełnie to zignorował i wybrał najdłuższą drogę do domu.

Na szczęście w domu znów zrobiło się miło, bo czekał tam na nas arsenalik jojasa (spośród czego na szczególną uwagę zasługuje jojasówka o nazwie ""sandały jojaja") i wiśnióweczka made by mamaBasia :)

Kurczę, taką zimę BARDZO LUBIĘ :)

Z lostpanzerem :P

Sobota, 26 stycznia 2013 · Komentarze(0)
Naprawdę nie myślałam, że można zgubić się na Placu Bema ... Krzaków tam trochę rośnie, ale zima w końcu i liście opadły, a Panzerciu jak to Panzerciu - zabłądził, nie widział, zasnął, zamarzł, zerwał się ze smyczy chcąc pobrykać sobie samopas?

... ale masz babo placek - dywersja nie powiodła się. Zabył malczik, że to on klucze dzierży w kieszeni i pomysł na skok w bok kulą w płot jest trafiony. Na myśl o tym co być by mogło gdyby zmarznięta baba "zaperte" drzwi od chałupy zastała - wrócił potulnie do gniazdka :P

Jak za starych, dobrych czasów

Sobota, 5 stycznia 2013 · Komentarze(0)
Super zimowo z Netką, Octanem i Panzerem. Ciężko po długim "nicnierobieniu", ale z dystansem do fi-kołkowania na lodzie, moczenia w pod-lodowych kałużach i formy a'la babcia kapcia.

Szkoda, że tak mało czasu na rower!