Wpisy archiwalne w kategorii

1 plus

Dystans całkowity:8233.23 km (w terenie 451.46 km; 5.48%)
Czas w ruchu:354:23
Średnia prędkość:21.78 km/h
Maksymalna prędkość:57.92 km/h
Suma podjazdów:1592 m
Maks. tętno maksymalne:191 (96 %)
Maks. tętno średnie:167 (83 %)
Suma kalorii:9334 kcal
Liczba aktywności:167
Średnio na aktywność:49.30 km i 2h 18m
Więcej statystyk

Miała być czwartkowa przejażdżka, ale ... przeszkodziły światła

Czwartek, 25 kwietnia 2013 · Komentarze(2)
Na drugą (w tym roku) czwartkową przejażdżkę postanowiłam jechać. Próbowałam wyciągnąć Panzera, ale mimo gróźb, próśb i obietnic, że ... - nie dałam rady. Wolał męskie towarzystwo, cztery kółka i bunkry w Nowogrodzie. Zupełnie nie rozumiem dlaczego ;)

Pod sceną przy Kupcu siedziała spora grupka rowerzystów, więc zapowiadała się lajtowa jazda na czyimś kole.

Niestety na pierwszym skrzyżowaniu czerwone światło odcięło mnie, netkę i jojasa od reszty, i tak już zostało do końca wycieczki. Próbowaliśmy dogonić grupę, ale nadaremnie, bo nie bardzo wiedzieliśmy gdzie popedałowała.

Kiedy jojasowi rozpierniczył się łańcuch wiadomo było, że grupa sobie, a my sobie pojedziemy hen ...

Jojas zamiast chodnikiem dreptać jak na dostojnego pana przystało, zasuwał na rowerze niczym na hulajnodze ulicami, pomiędzy samochodami, jakby w ogóle braku łańcucha nie odczuwał.

Chciałam zrobić zdjęcie, ale niestety moje synapsy nie stykały za bardzo widząc "biegnącego" na rowerze jojasa. Były w głębokim szoku. To jedyne wytłumaczenie na to, że zapomniałam jak robi się zdjęcia.

Po "biego-rowerowej" akcji jojas łańcuch skuł, netka wyżarła galaretkę, ja zawstydziłam się "domowym bałaganem" i pojechalismy na wycieczkę :)

... to była najlepsza czwartkowa przejażdżka, na której byłam :)

... w sumie powinnam podziękować organizatorom, że naszą trójkę zostawili :D


Jojas ładuje rowerową tajną broń ;)

Jojas trafia w ...

Jojas wypatrzył KANADYJSKIEGO bobra w rzece. My widziałyśmy tylko wodę :)

W pogoni za bobrem :D

A może to nie bóbr, tylko grzyby "wyrośli"?

W gonitwie za zachodzącym słońcem, które netka chciała wziąć w garść, ale słońce się wypięło i zaszło ... trafiliśmy na bezdroża. Jojas mówił, że to pomysł nie za bardzo, ale my, że i owszem i jechaliśmy w piachu po kolana. Panzer był tym zachwycony :D. Dzień wcześniej wyczyścił mi napęd w Sidarce.

Skoro słońca nie udało się przydybać, "dybnęłyśmy" księżyc ;)

Przed pracą

Środa, 24 kwietnia 2013 · Komentarze(0)
Ostrołęka - Łęgi - Dąbrówka - Grale - Kadzidło - Tatary - Lelis - Ostrołęka

"Ciekawe gdzie jedziemy?" - podrapał się w głowę Panzer kiedy byliśmy sporo km od domu. Na co ja chciałam wracać, bo wycieczkowaliśmy przed moją pracą, a spóźnić się ani chciałam, ani mogłam.

"Zaręczam, że zdążysz" - stanowczo powiedział Szemek. Ze stanowczością nie ma co dyskutować, nawet jeśli w głowie kłębią się wątpliwości i wizje "co będzie, jeśli ...?"

Jechaliśmy więc sobie pod wiatr ze średnią żółwia - najpierw znanymi drogami, potem jakąś trasą, którą ja może jechałam (ale i tak nie pamiętam), a Przemek jeszcze nie jechał - chyba.

Dla mnie wszystkie drogi (oprócz drogi na Goworowo) wyglądają tak samo, ale jeśli Panzer mówi, że nie za bardzo wie gdzie jest i zastanawia się czy włączyć GPS - to znaczy, że niedaleko Ostrołęki jest jeszcze coś do odkrycia.

Szkoda, że mieliśmy tam mało czasu, bo było naprawdę pięknie. Zachciało nam się nawet rannych "treningów". Jednak jak znam nas trochę, to raczej będziemy "komarzyć" pod kołdrą, a na rowerach o szóstej rano będą "pedałowały" tylko nasze marzenia.

... ale kto wie? może pokonamy kiedyś lenia i wyruszymy bladym świtem w siną dal ...?




Panzerny Leniwiec

... ja

rowery nasze dwa

gdzieś ...

... prawdopodobnie w stronę Kadzidła (okazało się, że tak :)

Po pracy :)

Środa, 24 kwietnia 2013 · Komentarze(0)
Nocna jazda miała być do Lelisa, ale niestety na drodze stanęła chmara psów i trza było zmienić plany.

Zmieniłyśmy (ja i Netka) je na ścieżki dziurawe jak ser. Gdyby nie one, chyba zasnęłabym na rowerze i nie dlatego, że "opowieściom" harpaganowym cokolwiek brakowało :).

Chyba pełnia (albo prawie pełnia) dobrała się do mnie i zrobiła ze świadomości obszar niezdobyty jedną przytomną myślą. Czułam się jak marionetka pociągana za sznurki. Czem prędzej chciałam wracać do domu, żeby wskoczyć prosto do łóżka i senności swojej uczynić zadość.

Na drodze do łóżka stanęły jednak porozrzucane pudła panzerniaka. Zrobił to na pewno specjalnie, żeby opóźnić lądowanie bezwładnej niemal mnie w ciepłych pieleszach.

Skoro ustaliłam, że specjalnie. Wysłałam wiadomość do mózgu, który ostatkiem sił wymamrotał: "PANZEROWI należy się Z*eb!" Wykrzesałam ostatki energii (nie mogłam przecież zawieść ślubnego) i uczyniłam krzyk o pudła pod nogami, rozpierniczyłam co było do rozpierniczenia i opierniczenia, i położyłam się grzecznie spać :)



Z "łysym" Panzerem po pracy rekreejszyn

Poniedziałek, 22 kwietnia 2013 · Komentarze(2)
Trochę wiało kiedy wracałam z pracy, więc ochoty zbytniej nie miałam, żeby wskakiwać w rowerowe ciuchy, ale ..., żeby nie "spasztetnieć" bardziej wyciągnęłam Paznerniaka i pojechaliśmy tam, gdzie on już dziś był, a mnie się chciało, bo dawno nie byłam.

Pogoda śliczna (gdyby nie wiatr - byłaby cudowana). Światło przepiękne. Ciepłe. Długie cienie. Słońce jak pomarańczowy odyniec nad tyłeczkiem Panzera. Cud, miód, tylko Łomży miodowej brakowało do pełni szczęścia :)

ODWOŁUJĘ CO PRZED CHWILĄ NAPISAŁAM !!!

Przed chwilą zobaczyłam Pznzera w łysej krasie i stwierdzam, że zgrzewka miodowej by się przydała, żeby zneutralizować szok jakiego doznałam!!!

Co on ze sobą ku**a zrobił? Palma mu odbiła i wyrosła zamiast mózgu i tego co zazwyczaj rośnie na MĘŻCZYŹNIE.

Na wycieczce nie zdawałam sobie jeszcze sprawy z tego, że to co widzę, to jeszcze nie to co zobaczę i dlatego minęła sielsko-anielsko z delektowaniem się wieczornym słońcem i wiosennym ciepłem.


Panzer oświecony



Cmentarz żołnierzy niemieckich z I wojny światowej w Zapiecznych

Krzyż, przy którym "urządzono" cmentarz

Pasztet podlaski nie podjechał 13-nastki

Niedziela, 21 kwietnia 2013 · Komentarze(0)
Nieśpiesznie, niedzielnym popołudniem, wybraliśmy się do Różana na 13-nastkę. Niekoniecznie miałam zamiar podjechać, bo czas nie po temu za bardzo był ... ale myślałam, że jak zachce mi się wjechać, to wjadę - bo mogę.

Guzik! Zachciało się, ale zdjęcie najpierw zrobić, a potem na pedał i do góry przeć, a tu ściana. Z góry wataha "młodych wilków" szczerzyła kły w śmiechu, że baba w kasku na rowerze na "ich różańską trzynastkę chce wjechać", z boku matka do dziecka krzyczała: "patrz, chyba nie wjedzie" - no i kurna NIE WJECHAŁAM!

Dzień wcześniej niemal obraziłam się na Panzera, że nazwał mnie Pasztetem Podlaskim, ale MIAŁ RACJĘ. Tylko pasztety (Domuradziki i jojasy) nie podjeżdżają tej trzynastki :) Wlazłam więc z rowerem na ową "góreczkę" jak ostatni patałach.

No, ale za to wycieczka była cudowna. Nawet to, że wiał spory wiatr nie przeszkadzało, bo Przemek cały czas jechał z przodu i zasłaniał mnie swoimi "jeszcze" męskimi barami (dzień później przekonałam się, że te same bary bez włosów na nogach do pary, ujmują prawie 100% z męskości :P)

Neśpiesznym tempem, ze sporą ilością posiadówek - porowerowaliśmy trochę w Panzerteamie :) - to lubię!














Praca, patronaż po i pierwszy -późny tysiąc w tym roku :)

Wtorek, 16 kwietnia 2013 · Komentarze(0)
We wtorki mam ultra lekką i krótką pracę, dlatego postanowiłam zawitać w niej rowerem. Po pracy byłam umówiona na netkowy patronaż za Dabrówką. pogoda zapowiadała się iście wiosenna, więc nic, tylko REALIZOWAĆ PLANY :)

A tu kicha! Rano szyja odmówiła posłuszeństwa i bolała jak cholera. Na dodatek usztywniła mnie jędza! Wściekłam się, bo pokrzyżowała mi plany.

Dzień z rowerem miał być przeżyty na rowerowym głodzie. Wnerwienie potęgował jeszcze fakt, że Panzer pojechał sobie na Mazury i miał w planach kilkadziesiąt kilometrów rowerowania. A ja prawie niepełnosprawna miałam zasuwać do pracy (no i co z tego, że lajtowej?).

Postanowiłam jednak zaryzykować jazdę. Natarłam się "antybólem", owinęłam jak babcia chustą i w nadziei czekałam, że MUSI przejść.

Nie przeszło, ale pojechałam. Najpierw jak zółw powoli, z ogromną nieśmiałością i uczuciem bólu przy każdej nierówności "ścieżki rowerowej". Potem trochę odważniej, ale sztywno, jakbym połknęła kij od szczotki (dziwna postawa na kolarce :)).

Jadę pełna sztywności i powolności ścieżką do pracy swojej, a tu jakiś cham trąbi na mnie z samochodu (myślałam, że nabija się z mojej wspaniałej postawy). Olałam chama i jechałam dalej. Cham jednak nie dał za wygraną i wtelepał się na ścieżkę rowerową (była zatoczka dla samochodów. Myślę: "Zwolnię, to cham w zatoczkę się zdąży wgramolić". Jednak cham stanął centralnie na środku drogi mojej i zaczął szczerzyć do mnie zęby. Już z ryja mego ulewało mi się: "KUR*a mać" i ryj wykrzywił się w złośliwym uniesieniu, kiedy zobaczyłam oznaczenie samochodu i dotarło do mnie: "Ja tego chama znam." "Cześć jojasu, jak miło Cię widzieć" - wykrzyczałam. I szczera prawda to była, bo za tym cha*em niechamem już się odrobinę stęskniłam :)

Ustaliwszy, że chamem okazałam się ja - biorąc ludzką sympatię za najgorszą złośliwość i ciskając mentalne gromy w stronę najsympatyczniejszego (choć wrednego niemiłosiernie) człowieka na ziemi - pojechałam pracować.

Praca minęła niezauważenie. Szyi stan uległ poprawie.
Piękna pogoda była nadal. Założyłam na się super lansiarskie - różowe wdzianko Panzera (w którym wyglądałam o niebo lepiej niż on - widziałam sama i powiedziała mi Netka) pojechałam z Netką za Dąbrówkę (na patronaż -cokolwiek to znaczy).

Podczas wyjazdu okazało się, że:

- Netka nie boi się wcale tak bardzo psów jak udaje :) (nie zdążyłam tego uwiecznić, bo psy zbiegły się do mnie).
- Na kolarce jeździ się o wiele szybciej i lżej niż na góralu ;).
- Pod wiatr nie jedzie się przyjermnie :), a z wiatrem owszem tak.
- Nie wszystkie psy gryzą, ale ja i tak ich się boję (i to nie jest smieszne - Netka przerzuciła na mnie swój strach).




Mój rower wśród psów, kóre bardziej są zainteresowane sobą niż mną, ale i tak STRACHA mam.

Faceci z zimnymi ... ;P

Poniedziałek, 15 kwietnia 2013 · Komentarze(2)
(Ostrołęka, Łęg, Lelis, Ostrołęka)

Na rozluźnienie mięśni po wczorajszej jeździe umówiliśmy się z Netką i Domuradzikiem. Niestety Netka "nie wypaliła", a szkoda, bo jazda była krótka, niespieszna, bez marudzeń i z pięknymi, wiosennymi widokami.

Niespieszna dla mnie i Panzera. Domuradzik zalożył krótkie gacie i myślał, że wyprędzając podgrzeje trochę temperaturę. Niestety, wiosna wystrychnęła Młodego na dudka i przymroziła mu nagie łydy, a i rąk nie oszczędziła, bo zachciało mu się w letnich rękawiczkach jechać.

Zresztą starszy nieco Panzer, podobną głupotę popełnił myśląc, że jak słońce trochę zza chmur wyziera, to ciepło. Zmarzło mu przez to myślenie "siedzenie" i ... (do rymu ;). Wrócił więc panzerniak do domu z fistaszkami w zgrabiałych dłoniach :P, bo nie posłuchał rad MĄDREJ i przezornej Mnie :)


Mój Szczerbiec Osobisty

Jeszcze udają, że wszystko ok, ale CO NIECO już marznie

Biorą kałużę z zaskoku ;)

Obiadowanie w Gozanie i obijający się MŁODY

Niedziela, 14 kwietnia 2013 · Komentarze(0)
(O-ka-N.W.Zach.- Zamość - Maków-Krasnosielc - N.W. - Przystań - O-ka)

Z nieba miał lać się żar, ptaki miały radośnie świergolić i wiatr miał w plecy wiać (przynajmniej w jedną stronę).

Z planów pogoda sobie zakpiła, ptaki olały muzykę, a faceci zamiast "ciągnąć" nas (mnie i Netkę) na kole, wyprędzali dając nam do zrozumienia, że ciągnąć nas mogą w tempie wycieczkowym, pod warunkiem, że to oni będą decydować jak szybko jedzie wycieczka.

Na wstępie dostałam zadyszki, głowa zaczęła mi pulsować w nerwowym rytmie, a "Szemków" dwóch, niczego nieświadomych, napierało na pedały. Na mnie napierał WKU*w, Aneta i Młody, który dołączył do nas za Ostrołęką.

W tak miłej atmosferze, przed Zamościem, przestałam napierać na pedały, poddałam się napieraniu WKU*wa i szczeliłam Panzerowi focha.

Poskutkowało :) Nie ma to jak w małżeńsko-sielskiej atmosferze łączyć powinności z przyjemnością ;) ... Nie miał facet kłopotu wcześniej, ale nie miał też jakże przewspanialezarąbiścieszalenczofajnejiekstradopotęgiktórejśtam MNIE :)

... a poza tym BYŁO miło, chociaż MŁODY, mimo niespożytych pokładów energii wynikających z wieku i roweru całkiem, całkiem - nie chciał ciągnąć nas na kole. Usprawiedliwienie może być wrodzona oszczędność (czyli niechęć do marnotrawstwa) lub chęć kumulacji sił na szwedzkie podboje :D

... no, ale jechać "czjnikiem" na kole starszej? :P


Netka i Kali

Panzer nad wyraz nieładny :P

Siodło zjechane panzernym tyłem - SPADEK

Regeneracja w Zamościu