Pecyna

Czwartek, 21 lipca 2011 · Komentarze(0)
... lasy w tamtej okolicy pamiętają czas walki. Pojechałam z siostrą, tempem żółwia, żeby stanąć na miejscu, które dziś szumi spokojem, a kiedyś płakało krwią.

Nie lubię pomników, a jeszcze bardziej patetycznych napisów i nadętych wart, którym przynajmniej raz w roku rzuca się pod nogi niewiele znaczące wieńce, ale ... może tak właśnie zatrzymuje się pamięć, kładąc w znaczących miejscach kamienie?

... może, ale ja wolę patos w innym wydaniu. Zamiast kamieni wolę czasem przymrużenie oka, o tak np.:

Krwiste jagody u Jagody

Środa, 20 lipca 2011 · Komentarze(0)
Komary dobrały się do każdego zakamarka mnie. Jagody, na które wybrałam się w towarzystwie siostry i bratanicy, były na przedśmiertnych podrygach i ja takoż samo podrygiwałam przy wstrętnie obrzydliwych całusach - oszołomionych nawałem MŁODEJ krwi w lesie - komarzych samic.

Tyle krwi poświęciłam tego dnia, że śmiało mogę nazwać siebie honorowym krwiodawcą, a wszystko po to, żeby zjeść kilka cieplutkich jagodzianek made by Jagoda.

Do gniazda ...

Poniedziałek, 18 lipca 2011 · Komentarze(2)
... żeby z innej perspektywy popatrzeć na Wielką Niedźwiedzicę.

Wyjechałam w deszczu. Dojechałam późnym wieczorem kiedy słońce przepięknymi odcieniami ochry malowało pomiędzy chmurami swój koncert na dobranoc. Lubię takie niebo: ciemne chmury, czystość i niezliczoną ilość ciepłych barw. To taka pocztówka z dzieciństwa - dziecko uśmiechające się przez łzy - zawsze pożółkła chociaż wiecznie młoda.

W gnieździe, po rowerze przeczytałam książkę, którą należałoby przeczytać, żeby wpełznąć do grona czytaczy obeznanych. Czego oczywiście nie wiedziałam, zanim przeczytałam, bo nie wiem czy wiedząc wcześniej przeczytałabym.

Jestem nieczytaczem z Szamotuł, którzy wzrusza się historią Dzika i jego skarbu.

Co to wszystko ma wspólnego z rowerem i czemu napisałam co napisałam? Ano to, że w budowie podobnam do rowerowej szprychy: prosta i ręcznie trudnowyginanawkółeczko i oczywiście temu, bo nie ma dżemu:P

Z GjwsD do Łątczyna

Piątek, 15 lipca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria 1 plus, GjwsD, trening
W końcu trochę na rowerze. Ledwo zdążyłam na zbiórkę. Miałam pięć minut na wskoczenie w rowerowe wdzianko i dojechanie do spotkaniowej ławeczki. Oczywiście gdyby zbierający się przy ... łaskawie na mnie nie zaczekali, nie zdążyłabym.

Praktycznie jechałam cały czas na kole, ale mimo wampirowania cieszę się z dzisiejszego rowerowania. Byłam już na głodzie, a drugi, klujący się aktualnie nałóg, nie daje rady zastąpić roweru.

Brak halnego + piękne niebo + zachód + spokój + niezłe tempo + brak zadyszki + piwo na deser = zaspokojenie głodu:). Chcę tak jeszcze.

Słońce proszę, proszę bądź i całe serce włóż, żeby jazda z Tobą była na zabój, od wschodu do zachodu, a w nocy najlepsza, bo bez zbędników!

Z GjwsD w terenie ...

Środa, 13 lipca 2011 · Komentarze(3)
Mój Czarnuch w terenie zachowuje się nie najgorzej. Mimo dosyć cienkich opon jakoś udaje mi się pokonywać piachy. Dziś jestem dumna z przejechania dosyć długiego, piaszczystego kawałka drogi. Zawzięłam się i nie zsiadłam. Dałam radę - jak to mówi "wujcio" Octane.

Ale ... pod górki wyższe nieco - KATASTROFA! Rower kręci się w miejscu i staje dęba. Za duże i za cienkie koła, za mało agresywne opony! No cóż! Czarnuch to tylko cross, więc cudów nie będzie. Poza tym ja nie harpagan leśny, chociaż dziś całkiem nieźle sobie radziłam. Lubię jeździć po szyszkach, trawie, mchu i innych badylach, które wkręcają mi się w szprychy, a dziś wkręciły mi się prawie w oko. Gdybym szybciej jechała, byłoby cholernie nieciekawie. Jechałam jednak wolniej. Było ciekawie, chociaż trochę za wolno.

Szukaliśmy w lesie górek i zatrzymywaliśmy się chyba z 1500 razy.W sumie nie zmęczyłam się w ogóle, mimo ogólnego braku kondycji.

Jadąc ostatnio z Przemidorkiem czułam się jak ostatnia stara baba zapindalająca na mule ospałym jak stado leniwców. Dziś mułowatości nie czułam.

Wniosek:

- albo Przemidorek jest dla mnie za szybki;
- albo dziś jechałam ze starszymi od siebie :D;
- albo wypracowałam kondycję, nad którą nie pracowałam;
- albo niesamowicie dobrze jeżdżę w terenie i powinnam startować w zawodach, żeby nie zmarnować ogromnego talentu, którym obdarzyły mnie niebiosa :D

Osobiście wariant ostatni najbardziej mi odpowiada, bo jak na siebie z boku patrzę, to widzę taki talent i zarąbistą (żeby nie było, że zajebistą, bo to wyświechtane ustami tłumu),jedyną i niepowtarzalną babkę, która nie tylko zamulać umie, ale wie co w trawie piszczy i sama się za sobą ogląda z zachwytem :D ...

... no ... jakby tu nieskromnie zakończyć ten wpis?
... no tak zakończę, a co (proszę "czytać" w wersji femine)?:

... i nie tylko SIĘ :)Pomidorki jeszcze. Świeże, soczyste, czerwone, z odrobiną czosnku, duuuuuuuużą ilością cebuli, oliwek i koniecznie podane z "rzetelną powagą" :)

Paseczkowanie ...

Poniedziałek, 11 lipca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria solo
... czyli robienie dobrze ścianie, roweru przez to olewanie i kondycji zaniedbywanie ...

Tannenberg w Kamiance, czyli jakie powinny być lekcje historii

Niedziela, 10 lipca 2011 · Komentarze(3)
Niedzielna jazda to brakującej kondycji ciąg dalszy. Znalazła się jednak druga przyczyna takiego stanu rzeczy, nie ma więc co ronić łez nad ostatnim miejscem w peletonie.

Czarnuch, który był moim zimowym kochankiem i nie wyobrażałam sobie życia bez niego, został bezczelnie zdeprecjonowany przez starą szosówkę. Nie łapię na niej formy, bo robię tyle kilometrów ile dziecko na komunijnym, ale kocham pozycję, w której ją dosiadam. Miód, malina i cud razem wzięte - to właśnie to co czuję do swojej pofrytkowej Lost. Całe szczęście, że poprzedni właściciel nie odkrył w niej perełki. Dzięki temu mogę mieć na własność ten uroczy, choć stary, rowerowy gracik :P

No ..., ale wczoraj Perła w domu stała, a Czarnuch zasuwał po piachu, błocie, korzeniach, trawie po pas i nieźle ukrytej pod tym wszystkim historii. Historii konkretnych ludzi, którzy kiedyś kochali się, kłócili, pili piwo i walcząc "za ojczyznę" zakończyli żywot w jakiejś polskiej wsi...Dziś politycy z zaprzyjaźnionych miast upamiętnili ich groby tablicą i kilkoma literami z analfabetu. Z tego samego, z którego korzystają szkolne podręczniki historii. Pokazują jakieś schematyczne mapki i wytłuszczone daty, a milczą o tym co ukryte pod ziemią, pod skórą. Milczą o sednie historii i bezczelnie dopracowują "fakty", przyczyny i skutki do opcji i koncepcji.

Nie lubię nadymanej historii, tak samo jak nadętych ludzi. Lubię historię opowiadaną przez zapaleńców. Nawet jeśli mieszają fakty z emocjami, to co? Lubię jeśli w ludziach żyje coś z tych ludzi, którzy żyli kiedyś. Nie tylko strategie,zwycięstwa i porażki wtedy się liczą, ale konkretny człowiek i jego ostatnie chwile.

To lubię i za to dziękuję. Ważne są tylko rzeczy ważne, resztę można wpakować tam gdzie słońce nie dochodzi, żeby wyszło z tym co wyjść musi ;)

Pępkiem do góry na łonie natury

Sobota, 9 lipca 2011 · Komentarze(0)
Stwierdzam u siebie totalny brak kondycji. Niedawno chwaliłam ciało swoje za niezłe działanie i chyba przechwaliłam. Sypię się. Chyba muszę chodzić z podręczną zmiotką w kieszeni i zmiatać to, co się ze mnie usypie, żeby nie zaśmiecać środowiska.

Niedawno pewna Ania mogła mi wsiąść co najwyżej na koło. Dziś to ja mogę ja w koło cmoknąć. Oj porażka, porażka i żenada ogromna, i na nieustający "pons" policzkowy jazda moja aktualna zasługuje.

Gdyby nie to, że pewne usprawiedliwienia jednak mam (zapuściłam jeden tłuszczowy wałek na brzuchu), to sieknęłabym sobie jakimś ślepakiem w głowę na otrzeźwienie.

No, ale skoro usprawiedliwienie jest, a w konkursie o złote reformy nie wystartowałam, to można było spokojnie poleżeć sobie z rzeczoną Anią i innymi szybciejeżdżącymi na zielonej trawce, pod brzózką, i pogadać blablalogicznie o dupie Maryni i Zdzisia pysiu.

Taki wyjazd pomiędzy nieustającym malowaniem pasków i dopieszczaniem dzieci był prawie lekiem na całe zło zostawania z zadyszką w tyle.

No i co z tego, że po krzywu?

Poniedziałek, 4 lipca 2011 · Komentarze(2)
Niedawno napisałam: "Gdzieś po drodze będzie tęcza, po której przejadę sobie do Ciebie, tak po prostu, nie po krzywu".

Przed chwilą zdałam sobie jednak sprawę, że po tęczy nie da się prosto.

Bałam się wczoraj ruszać tyłka z domu, żeby się nie przemoczył. Lubię deszcz, ale ... nie zawsze mam ochotę wystawiać się na jego pieszczoty.

Skusił mnie jednak obiad (sama wykazuję się w kwestii gotowania leworęcznością i antypatią od pierwszego warzenia)i świeżo wykluta na świat Malwina. Zaryzykowałam więc przemoczenie pampersa i wsiadłam na swoją perełkę.

W jedną stronę kilka przyjemnych kropel spadło mi na nos. Z powrotem nastąpiła kumulacja i dobrała się nie tylko do nosa.

Za to jaką tęczę widziałam, a właściwie dwie. Stanęłam jak głupia i patrzyłam jakbym widziała pierwszy raz. Niby zwykłe fizyczne zjawisko, a magią biło po oczach i malowało na facjacie uśmiech jak u głupiego co do sera ... i chociaż byłam sama, wiem, że na tę tęczę gapił się jeszcze Ktoś, a jeszcze inny Ktoś tę tęczę obiecał. Taki prezent dla dzieci co bez parasola na deszczu, po nocy czekają na dzień.

Zasada prosta - jak jest deszcz to się moknie. Jak w tym deszczu jest POMIDORKOWY kolor - znaczy tęcza na niebie i jest OK, nawet jeśli po krzywu.